Znana jest w Europie dzięki inspirowanym twórczością Turnera abstrakcyjnym pejzażom. Choć poszukując ucieczki od wielkomiejskiego Londynu mogła wybrać każde miejsce na świecie, osiedliła się na Warmii.

Obrazy rodzą się w mojej wyobraźni jakby poza moim bezpośrednim udziałem – zaczyna opowiadać Katarzyna Kałdowski. – Czasem powstają wizje, których nawet nie potrafię z doskonałością przenieść na płótno, dlatego nieustannie muszę się doszkalać, uczyć nowych technik, eksperymentować ze stylami. Mimo tego mam w sobie niedosyt, że nigdy na płótnie nie osiągam efektu obrazu z mojej wyobraźni.

Prace malarki z Ornety można kupić w galeriach sztuki rozsianych po niemal całej Europie. Najczęściej trafiają jednak do tych w Londynie, gdzie spędziła sporą część życia, pracując w Scotland Yardzie.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Cofnijmy się do 1981 roku. Na chwilę przed wprowadzeniem stanu wojennego Katarzyna Kałdowski wyjechała do Londynu odwiedzić mamę. I już została. – Pamiętam jak zobaczyłam w telewizji sondaż z którego wynikało, że angielskie urzędniczki najchętniej pracowałyby w Scotland Yardzie. I pomyślałam sobie, że kiedyś i ja będę tam pracowała – opowiada. – Skończyłam zaocznie studia prawnicze i dostałam się do londyńskiej policji. I szczebelek po szczebelku pięłam się w górę, aż doszłam do stanowiska kierowniczego w departamencie odpowiedzialnym za współpracę międzynarodową.

W tym czasie skończyła również Central Saint Martins – publiczną szkołę artystyczną będącą częścią University of the Arts London, czyli jednej z najbardziej uznanych szkół artystycznych w Wielkiej Brytanii. – Malowałam od dziecka, ale dopiero jako dorosła pracująca kobieta zebrałam się na to, by pójść za pasją – wspomina. – I w pewnym momencie uznałam, że sztuka ma wypełniać całe moje życie, więc nie było już miejsca na pracę w policji.

Wybór trafny, bo szybko okazało się, że londyńskie galerie sztuki chętnie zamawiają jej kolejne płótna. Artystka eksperymentuje w nich z różnymi technikami. Od pejzaży zainspirowanych Turnerem czy szybkich zoologicznych akwareli, do abstraktu i avant-garde. Od sztuki tradycyjnej po konceptualną. Używa różnorodnych styli odpowiednich do zamierzonego klimatu obrazu. Mimo tej różnorodności fani jej twórczości bez problemu rozpoznają jej obrazy pośród prac w galeriach.

Kilka lat temu artystka postanowiła wrócić do Polski. – Nasyciliśmy się już wielkomiejskością. Choć pochodzę z Sopotu, a mąż z Chełmna, do życia wybraliśmy Warmię. Szukaliśmy niewielkiego miasteczka otoczonego naturą i położonego blisko lotniska, bo bywa, że rano lecę do Londynu i wracam jeszcze tego samego dnia – podaje przykład. – Wybudowaliśmy dom w Ornecie i stało się to nasze miejsce na ziemi. Pięknie położone, z niesamowitą społecznością.

I to tu powstają kolejne dzieła, które trafiają na ściany europejskich galerii. – Uwielbiam pozbywać się obrazów, malować kolejne i wypuszczać ja na świat. To niesamowite uczucie, że gdzieś na ścianach żyją moje prace. Może to odrobinę aroganckie, ale dzięki temu mam poczucie, że nawet gdy moje życie się skończy, część mnie pozostanie na wieki w moich obrazach – wyznaje. – Poza tym za każdym razem gdy sprzedaję obraz czuję wielki zaszczyt, że ktoś przeznaczył ciężko zarobione pieniądze na coś, co stworzyłam.

Ostatnio coraz częściej na jej płótnach pojawia się temat ekologii. Przykładem jest choćby cykl kilku prac z orangutanem, który stał się symbolem ginącego świata przyrody. Na jednych – ze skrzydłami motyla, innych – otoczony płonącym lasem lub zdegradowanym oceanem. – Mam nadzieję, że czuć w tych pracach symbiozę gatunków, połączenie, również nasze z naturą – wyjaśnia malarka. – Poprzez moje płótna chciałabym przekazywać wiadomości. Jak choćby przez cykl prac, który teraz tworzę zainspirowany utworem „Take Me To Church” Hoziera. Będą to obrazy o tym, że każdy może być sobą, powinien być sobą. I powinien mieć do tego prawo.

Tekst: Michał Bartoszewicz
Obraz: arch. Katarzyna Kałdowski, Radek Niemczynowicz