Są czymś więcej niż tylko przepustką do wnętrz. Choć drzwi akurat tej firmy są przepustką do ważnych wnętrz. Westo uchyla i swoich drzwi, by poznać klucz, jakim otwiera drogę do wyjątkowych obiektów.
 
Znajomi, którzy wybierają się z nim do lasu na spacer albo na grzyby, wiedzą, że muszą doliczyć rezerwowy czas. Bo Staszek – jak zwracają się do niego – potrafi zatrzymać się przy niejednym drzewie, by trochę o nim porozmyślać.
Stanisław Wyszyński jest twórcą firmy Westo, produkującej drewniane drzwi. Każdy, kto odwiedził zmodernizowany Teatr im. Jaracza w Olsztynie, neorenesansową willę Casablanca, zamek w Lidzbarku Warmińskim czy w Rynie, siłą rzeczy musiał minąć się z twórczością Westo. Minąć właśnie w drzwiach. – Czuję wyjątkową satysfakcję, kiedy robimy drzwi do pięknych historycznych obiektów, bo prywatnie interesuję się właśnie historią. Co oczywiście nie znaczy, że tylko takimi budynkami się zajmujemy – podkreśla Wyszyński.
 
I podaje przykłady: najnowsza siedziba Michelin, luksusowe apartamentowce, centrum prasowe Ministerstwa Spraw Zagranicznych czy hotele. Zamówienia od tych ostatnich spływają wręcz lawinowo, odkąd pięć lat temu Westo zainwestowało w badania certyfikacyjne, by uzyskać atest. Drzwi do hoteli muszą bowiem spełnić normy i dźwiękochłonności, i przeciwpożarowe.
 
Samo certyfikowanie to również przeżycie dla właściciela, który do laboratorium w Instytucie Techniki Budowlanej w Warszawie musi dostarczyć drzwi i obserwować z komisją, jak je podpalają. I udowodnić, że nie przepuszczą dymu przez 60 minut palenia!
 
Podróżujący po Polsce turyści z Warmii i Mazur mają wiele okazji do mijania się w progu z pracą stolarzy z Westo. Tegorocznym rekordzistą zamówienia jest hotel ze Świnoujścia, który zlecił wykonanie aż 470 par drzwi.
 
No i jest jeszcze jedna nietypowa realizacja. Tam gdzie król chodzi piechotą. Na tej trasie też trzeba przejść przez drzwi od Westo. Dwa lata temu firma uzbroiła w nie bowiem cały węzeł sanitarny w Kancelarii Prezydenta RP.
 
Ale by poobcować z ulubioną historią, Wyszyński podejmuje co jakiś czas wyzwanie z wiekowymi tematami. Tak jak w kościółku z 1425 roku w Lublinie, zbudowanym jeszcze przez jeńców krzyżackich, których Jagiełło przepędził na wschód. – Drzwi zrobiliśmy wedle wytycznych konserwatora zabytków, który przyznał: „Bóg jeden raczy wiedzieć, jak one wyglądały pierwotnie sześć wieków temu”. Ostatecznie oparł się na wytycznych z epoki.
 
Pasję do drewna Stanisław Wyszyński wyniósł już z dzieciństwa. Jego ojciec był leśnikiem, więc mieszkali w malowniczej leśniczówce pośród starodrzewia. – Kiedy małych chłopaków pyta się, kim chcą zostać, najczęściej mówią, że strażakiem albo pilotem. A ja zamsze mówiłem, że chcę pracować przy drewnie – wspomina.
Pamięta też swoje pierwsze drewniane dzieła: budy dla psów. – Ale bez drzwi – uprzedza wyczuwane w moich intencjach pytanie dla żartu.
W drugiej klasie liceum wiedział już, że wystartuje na wydział technologii drewna na warszawskiej SGGW.
 
Na studiach pojawił się wątek, który niczym bumerang powrócił po długich latach, kiedy firma z podolsztyńskich Naterek miała już swoją pozycję na rynku. Otóż po jednej z letnich sesji student Stanisław Wyszyński wyjechał z kumplem na zarobek do Niemiec. Opowieść o tym zaczyna wątkiem, jak to na wyjazd kupili sporo konserw z nielegalnego źródła. Za to z legalnego źródła kupili bilet do samej granicy byłego DDR z Niemcami Zachodnimi. Oczywiście celem saksów były te lepsze Niemcy, ale bilet po torach RFN też był już w lepszych cenach. Podróż kontynuowali więc autostopem. – Byliśmy zszokowani tym światem, z kolorowmi reklamami, automatami do papierosów i ścieżkami rowerowymi – wspomina Zachód lat 80.
 
Zatrudnili się na budowie. Za zarobione pieniądze Wyszyński kupił na lokalnej giełdzie czerwonego Volkswagena Garbusa. Ośmioletniego, za 1600 marek.
Rozstał się z nim dopiero po studiach, kiedy potrzebował pieniędzy na remont mieszkania.
– W 2002 roku wpadłem na pomysł, by po 17 latach odkupić Garbusa, który byłby już wizytówką mojej firmy – przytacza nowszą z historii o Garbusie.
Znalazł go w ogłoszeniu na Kurpiach.
 
Dzisiaj Garbus jest nie tylko oklejony w firmowe barwy, ale np. wewnętrzne strony drzwi ma wykonane z pięknego drewna z inkrustacjami tak starannymi, że i w Wersalu nie odstawałyby od cennych mebli.
 
Wyszyński: – Do kontrahentów w okolicy jeżdżę właśnie Garbusem. Czasem któryś rzuci: „O! Służbowym zajechał”.
 
Tekst: Rafał Radzymiński
Obraz: Joanna Barchetto