TO NIE BĘDZIE ATLAS PTAKÓW WARMII I MAZUR. TO BĘDZIE ZAPIS ŚWIATA JEDNYCH Z NAJBARDZIEJ WOLNYCH ISTOT ZIEMSKICH, UCHWYCONY Z PERSPEKTYWY SSAKÓW NIELOTÓW – TYCH Z APARATEM W RĘKU.

Ogromny, ciężki ptak podchodzi do lądowania. Przy takich gabarytach to spory wysiłek, dlatego stara się go ograniczyć. Rozczapierza stopy, wygląda nieporadnie i ma się wrażenie jakby spadał wprost na ciebie, tam, gdzie jesteś ukryty. To jest kontrolowana katastrofa! – tak Andrzej „Szczurek” Waszczuk opisuje lądowanie żurawi, o których większość z nas myśli „majestatyczne”. Co ptaki mogą myśleć o nas – opowiadają leśni ludzie z Warmii i Mazur.

CO CIĄGNIE WILKA DO LASU

Weekendy całe. Od poniedziałku do piątku – jak tylko zaczyna wschodzić wcześniej słońce – to i przed pracą (pobudka o 4.00), i po, aż do zmierzchu. Razem nawet osiem godzin dziennie, jak na etacie. – A gdy jest rykowisko… prawie nie wychodzę z lasu – po namyśle puentuje z tubalnym śmiechem Krzysztof „Leśny” Mikunda. – Na szczęście jestem typową sową, więc sześć godzin snu mi wystarcza.

Zagadką pozostaje, kiedy znajduje czas na obróbkę zdjęć, pisanie postów na blog „Leśne opowieści” czy nagranie audiobooków edukacyjnych o tematyce ekologicznej. Absolwent olsztyńskiej zootechniki, choć mogło to być także leśnictwo lub ASP. – Na szczęście oprzytomniałem – żartuje, gdy siedzimy w biurze jego agencji reklamowej. Tu łączy swoje pasje. Która z nich jest najważniejsza, okazuje się, gdy rozmowę przerywa nam głos myszołowa, wydobywający się z Krzyśka telefonu. – Fotografia jest wartością dodaną. Nie szukam „efektu wow”, bliżej mi do reportera niż artysty – wytłumaczy, gdy skończy rozmowę telefoniczną o proteście w obronie Lasu Warmińskiego. – W lesie wchodzę w tryb alfa, absolutny błogostan, na skraju świadomości… – mówi tak, że już wiem, skąd na blogu przyrodniczym nawet 10 tys. odsłon miesięcznie.

„Seks w wielkim lesie” – artykuł o ptasich godach – z pewnością miał również sporą poczytność. Jego autor, Stanisław Blonkowski, w lasach państwowych przepracował 45 lat. – Dziś mijają dokładnie cztery lata od mojego przejścia na emeryturę – zaskakuje. Mimo to nie spędza w lesie mniej czasu niż jako zastępca nadleśniczego w Suszu. Co stamtąd „wyniesie”, ubiera w słowa, obrazy malarskie, fotografie. Wydaje albumy, publikuje w „Kurierze Iławskim”. Gdy pytam, co go do przyrody ciągnie, przywołuje książkę Ernsta Wiecherta, piewcy Mazur z przełomu XIX i XX wieku: – W „Lasach i ludziach” pisarz zadaje pytanie, czy leśnicy to odrębny gatunek ludzi. Są przecież wynajęci przez państwo do opieki nad lasem, a identyfikują się z nim na całe życie.

MadeIn_Nr023_web_008

„Nie jesteśmy sami” – z tą myślą zaczynam rozmowę z Andrzejem Waszczukiem, pochodzącym z Kwiecewa mieszkańcem Dobrego Miasta, z wykształcenia elektrykiem, nieraz stolarzem, przede wszystkim fotografikiem. Jego książka „Warmia. Ptasi raj” zajęła pierwsze miejsce w konkursie rektora Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego na najlepsze wydawnictwo promujące region. – Myślimy: my jesteśmy inteligentni, my wszystko wiemy… Nic nie wiemy – wzdycha i sypie historiami z każdego kontynentu i wieku, obrazując, w jak bezmyślny sposób ludzkość niszczyła naturę. – Przyroda jest dla nas wciąż niepojęta. Naukowcy porównują dwie próbki ziemi oddalonej od siebie o metr i w laboratorium okazuje się, że różnica między nimi to jest cały kosmos… Ale mieliśmy przecież mówić o ptakach – reflektuje się. – Wybacz, ciągnie wilka do lasu!

PIĘĆ MINUT OD ROGATEK,
CZYLI CO TU LATA

Bocianie gniazda na dachach ceglanych budynków, majestatycznie lecące żurawie – takie są ptasie Warmia i Mazury z widokówek i turystycznych folderów. – Bo rzeczywiście wyróżniamy się dużymi populacjami dużych gatunków – zauważa Marian Szymkiewicz, kierownik Muzeum Przyrody w Olsztynie. – Mamy chyba największą w Polsce populację czapli siwej i jedną z liczniejszych kormorana, który teraz się upowszechnił, ale kiedyś był przede wszystkim symbolem wielkich jezior naszego regionu. Obserwujemy ekspansję łabędzia krzykliwego – przyszedł ze Skandynawii i polubił okolice Olsztyna. Są czaple, gęś gęgawa, nawet dziewięć gatunków kaczek i dwa kań, większość polskiej populacji orlika krzykliwego. Wystarczy odjechać pięć minut od rogatek miasta i już kilka z tych ptaków możemy spotkać.

Stanisław Blonkowski wylicza, że niektóre regionalne dyrekcje nie mają tylu gniazd, ile jest w samym Nadleśnictwie Susz.

A bocian? Choć występuje w całej Polsce, to w takiej ilości jak tu – nigdzie w kraju i niewielu miejscach w Europie. Mamy nie tylko słynne Żywkowo, gdzie bocianich gniazd jest więcej niż mieszkańców wsi. – Takich miejsc jest więcej, zwłaszcza w części przylegającej do obwodu kaliningradzkiego. Tam są kolonie bocianów, kilkanaście-kilkadziesiąt gniazd. Tworzą niepowtarzalną scenerię i robią ogromne wrażenie na gościach spoza Europy. Dla nich to jest niewyobrażalne, że dziki ptak mieszka prawie jak udomowiony, ale pozostaje niezależny – przytacza Szymkiewicz.

„Szczurek” pasjami fotografuje żurawie. Spędza z nimi tyle czasu, że rozpoznaje już poszczególne pary, wie, w jakie rewiry przylatują na nocleg i dlaczego śpią na jednej lub dwóch nogach – odpowiedź znaleźć można w jego zachwycająco malarskich albumach fotograficznych. – Wszystkie ptaki są piękne, to jedne z najbardziej wolnych stworzeń. Poza nimi wolne są może jeszcze bakterie, bo mogą lecieć z wiatrem, deszczem – rozkręca się.

Krzysztof Mikunda podsumowuje ptasie życie regionu: – Żeby czytelnika nie zanudzać systematyką, powiem tak: poza mnóstwem ptaków wodnych satysfakcją jest oglądanie kuraków, ptaków gniazdujących na ziemi, bo z nimi jest problem. Jestem miłośnikiem drapieżników, cieszy mnie stabilna populacja bielika, prawdopodobnie protoplasty naszego godła. Kiedyś zaliczanego do orłów, dziś do orłanów, dyskusje trwają w nieskończoność. To taki ptak, że kiedy uda mi się zaobserwować na padlinie samicę czy samca z dojrzałym, wybarwionym ogonem, to jest widok, który zapiera dech w piersiach – obrazuje. – Warmia i Mazury są regionem o dużym zróżnicowaniu, lodowiec cudownie porzeźbił sobie w tym terenie. Są jakieś kotlinki, bagienka, rzeki i jeziora. Ziemia jest bogata i szczęśliwie poszatkowana na poletka, nie ma wielkich farm. To wszystko jest gwarantem zróżnicowania ekologicznego i dzięki temu mamy możliwość obserwowania unikalnych gatunków.

„Leśny” jednym tchem wymienia ptaki o fantastycznych dla laika nazwach: nurogęsi, pluszcze, różańce, czernice, tracze i gągoły. – Błotniaki stawowe są znoszone wiatrem w tak chybotliwym locie, że sprawiają wrażenie, jakby nie do końca opanowały sztukę latania, a kaczki krzyżówki, podchodzące w mieście do ręki, w środowisku naturalnym są histerycznie czujne – podrzuca ciekawostki. – Ornitofani na terenie miasta mogą podziwiać krogulce, kołujące nad Olsztynem bieliki – wielkie ptaki, a taką mają adaptatywność.

On wczesną wiosną czeka na żurawie, później na mniejsze ptaki – gdy przystępują do fazy godowej, las odżywa po zimie. Jego ulubieńcy to rudziki. – Tacy towarzysze, przeskakują z gałązki na gałązkę i prowadzą przez kilkadziesiąt metrów. Przyglądają mi się z zaciekawieniem, kręcą główkami. To są fajne relacje.

MadeIn_Nr023_web_009

Coś optymistycznego

O innych relacjach mówi Andrzej: – Średnia długość życia człowieka to 60–80 lat, a natura na Ziemi trwa od 3,5 miliardów lat. Nie mamy więc prawa do niszczenia tej planety, bo za chwilę znikniemy, a ona zostanie. Więcej – nawet jeśli staramy się przeciwdziałać tym katastrofalnym zmianom, robimy to bardzo nieudolnie. Właściwie przedłużamy tylko agonię przyrody. Wiele gatunków może przestać istnieć, nasze dzieci już ich nie zobaczą. Film i fotografia – tylko to się zachowa dla potomnych.

Nierozważnie pytam, czy ma jakieś optymistyczne wiadomości. – Optymistyczna wiadomość jest taka, że im szybciej ludzkość sama się wykończy, tym szybciej życie samo się odrodzi. Nie raz już odradzało się po różnych kataklizmach, ale gorszego od człowieka chyba nie ma – pada odpowiedź.

MadeIn_Nr023_web_010

W MAKIJAŻU I Z BUTELKĄ

Kiedy rozmawiam z Marianem Szymkiewiczem, w tle odzywa się wilk. Tak przynajmniej sądzę, bo dzwonkiem z telefonu okazuje się głos nura rdzawoszyjego, charakterystycznego ptaka ze Skandynawii. Taki dzwonek przystosowany do lasu. Z czym jeszcze się do niego wchodzi?

Krzysztof Mikunda wymienia ciężkie ubrania, odzież termoaktywną, aparat z monopodem. – Łącznie ten mój rynsztunek waży po rycersku, kilkanaście kilogramów. To dość wysiłkowa pasja. Nie da się zrobić dobrej obserwacji bez pokonania minimum 10 km, ja zazwyczaj robię 12–16, a jak się zapędzę za jakimś jeleniem, to i 20. Poza tym trzeba iść pod wiatr, żeby zwierzyna cię nie wyczuła, i być bardzo cicho, nie zrolować się na jakiejś szyszce. Każdy, kto próbował fotografować żurawie, przekonał się, co to znaczy żurawi wzrok i słuch. Są czułe na każdy nienaturalny dźwięk, wychwycą go z dużej odległości. I same mają niepowtarzalny głos. Raz udało mi się sfotografować parę w akcie miłosnym. Fantastyczne przeżycia.

Przypominam sobie zdjęcie zamaskowanego „Leśnego”, opublikowane kiedyś w „Made in”: nawet po kilku spojrzeniach trudno go zauważyć w leśnej gęstwinie. – Każda pasja obrasta takimi subpasjami, w moim przypadku to jest sztuka kamuflażu. Ależ to wciąga. W samochodzie wożę pasty maskujące na twarz, atraktory gubiące mój zapach, do tego ubrania maskujące, włącznie z kudłatym strojem Ghillie, które powiewa na wietrze, więc człowiek wygląda jak krzew lub deformacja terenu.

– Czyli makijaż do lasu? – upewniam się. – Tak, muszę się przyznać! – śmieje się Krzysiek. – Robię go oczywiście w samochodzie, ale zdarza się, że gdy wyglądam już jak nieudolny wojownik indiański, przypominam sobie, że muszę coś kupić w sklepie. Robi się sensacja, czasem wzbudzam popłoch. Ale w mojej ulubionej Nowej Wsi patrzą już z przymrużeniem oka – wiadomo, że to ten świr z lasu.

Stanisław Blonkowski, rocznik ‘47, ma kilka czatowni. Najlepszą na bagnach: – Doskonałe miejsce, wiosną wszystko tonie w ogłuszającym koncercie żab, przez który przebija się godowy trel słowika, jesienią to noclegownia setek żurawi. Z początku miałem tam prowizoryczny szałas z gałęzi, później rozpiąłem wojskową, maskującą siatkę, a obecnie jest to maleńka, umożliwiająca mi nocleg drewniana czatownia. Dzięki temu zarejestrowałem moment pojawienia się bielika nieopodal młodych żurawi. Żuraw poszedł do ataku, a bielik zrejterował!

– Do lasu nie można wejść o drugiej w nocy, bo wszystko się wypłoszy – konieczność nocowania tłumaczy także „Szczurek”. – Najlepsza godzina to koło południa, bo ptaki są już najedzone, odpoczywają. Wchodzę więc w trzciny, nakrywam się siatką, trawy naginam na budkę, żeby była przykryta, brzegi obiektywu też zakrywam i czekam, aż ptaki przylecą.

W bezruchu, przerywanym jedynie delikatnymi zmianami ustawienia obiektywu, trwa od 14 do nawet 18 godzin. Często w wodzie po pas. Pytam o zimno: – Samo siedzenie w budce to przyjemność, na chłód można się przygotować, trochę przyzwyczaić. Najgorsze są komary, pijawki i kleszcze. Szczepię się na kleszczowe zapalenie mózgu, ale na boreliozę nie ma szczepionki. I nie pomagają żadne środki na komary! Nakrywam się dodatkową moskitierą, jednak ona przeszkadza mi w pracy. A, i trzeba zabierać ze sobą butelkę na mocz, nie można przecież wyjść.

Skuteczność kamuflażu Andrzeja mogliby potwierdzić przechodzący obok niego ornitolodzy – gdyby tylko choć raz go zauważyli. Kiedy opowiada, ile zajmuje zrobienie każdego dobrego ujęcia, nie muszę już pytać o sen. Nie ma na to czasu. Fotografuje w nocy, więc by naświetlić zdjęcie w zupełnej ciemności, potrzeba 15 minut. Powoli odlicza. Nie ma możliwości ustawienia ostrości, więc delikatnie przekręca obiektyw i robi kolejne zdjęcie – aż do właściwego efektu. – Poza tym nie mogę zasnąć, bo jeśli się poruszę, kichnę, zachrapię, to spłoszę śpiące 100 metrów ode mnie żurawie. Sięgają aż po horyzont – opisuje.

Zbiera wyjątkowe ujęcia, np. bąka w locie – ptaka wydającego specyficzny dźwięk buczenia. Ma upierzenie w kolorze trzciny, trzyma się łapkami i razem z nią kołysze. W całej Polsce widziało go może 500 osób. – Lubię, jak na zdjęciu coś się dzieje, a do tego jest piękny krajobraz, niezniszczony przez człowieka. W tej mgle obudziła się około setka żurawi, wstaje słońce. Tu odbijają się w wodzie, ta poświata to Dobre Miasto. A tu chmury wysokie, bardzo rzadkie zjawisko – pokazuje kolejne fotografie. – Nieraz zapominam o robieniu zdjęć, zapatrzę się. Przyklejam się do dziurki w siatce, aparat idzie na bok i np. słyszę gruchanie żurawi, sygnał ostrzegawczy. Widzę, jak uciekają przed lisem, lecz nagle wracają i przepędzają go!

MadeIn_Nr023_web_011

GDY LAS MILKNIE

– Zawsze mówię, że dopóki idziemy lasem i on śpiewa, to znaczy, że jesteśmy correct w tej relacji – definiuje Krzysztof Mikunda. – Niektóre ptaki uciekają na sam dźwięk piły, quada czy motocykla. Wokół wyciętych drzew lub przejazdu Enduro pozostaje wielometrowy pas rażenia hałasem, spalinami. Ptaki nie są w stanie znieść tego stresu, porzucają lęgi. A trzy czwarte ich gatunków jest na czerwonej liście zagrożonych wyginięciem.

„Leśny” sugeruje wytyczanie obszarów ekologicznie mniej istotnych i przeznaczanie ich na lasy typowo przemysłowe czy tory do ścigania. – Drewno jest oczywiście surowcem odnawialnym, ale wymaga dziś większej świadomości.

120-letnie drzewo jest łasym kąskiem o odpowiedniej wartości rynkowej, jednak powinno być traktowane jak dziedzictwo narodowe, bo nowa sadzonka go nie zastąpi. Las to skomplikowany organizm, ogromny ekosystem uzależnionych od siebie różnorodnych organizmów. Ta harmonia bakteriologiczna kształtuje się na przestrzeni lat. Po nagłej wycince wszystko jest dramatycznie zaburzone, zmienia się ilość światła, przesuszenie gleby, gospodarka wodna. Nie można mówić, że po ścięciu stuletnich drzew i posadzeniu nowych w zasadzie nic się nie stało. To są nic niewarte hektary w miejsce największego cudu w przyrodzie – dojrzałego lasu. Żeby go doczekać, potrzeba minimum 60 lat, wcześniej to taka zapałczarnia, bez żadnej wartości ekologicznej – tłumaczy.

Więcej, starzy leśnicy mawiają, że martwe drzewo jest w lesie cenniejsze niż żywe. W nim powstaje nowa nisza środowiskowa, napędzająca cały system. Niektóre gatunki nie są w stanie wykuć dziupli, więc mogą gniazdować tylko w drzewach wyschniętych. I jeszcze mają w zasięgu całe zaplecze kulinarne rojących się tam żyjątek.

– Tymczasem średnia wieku lasu w Polsce to 60 lat… Bardzo lubię powiedzenie, że świat pożyczamy od naszych dzieci. Jeśli nic się nie zmieni, nie wiem, co im zostawiamy – wskazuje Krzysztof.

0,53 proc. – tyle stanowią rezerwaty w kontekście całej powierzchni Polski. – A ja wciąż w samym centrum obszarów chronionych znajduję myśliwych! – piekli się Andrzej. – Kiedyś, jak myśliwy coś upolował, to przyniósł do domu i cała rodzina się tym żywiła. Ale teraz lodówki mamy pełne.

Stanisław Blonkowski zwraca uwagę na rolę ptactwa w rolnictwie: – Przecież gdyby nie one, to robactwo czy gryzonie by nas zżarły! Ptaki są bezwzględnie pożyteczne. Owszem, czasem jakiś jastrząb podbierze komuś kurczaka, bielik czy rybołów wybierze trochę ryb ze stawu, ale to są incydentalne historie. Rozumiem, rolnik strzela do dzików, które wchodzą mu w pole. Ale w lesie ta zwierzyna szkody nie czyni. Wiele ptaków na niej żeruje i przeżywa dzięki temu zimę.

ILE PANI WAŻY

A zimą bywa trudno, zwłaszcza w mieście, gdzie dzik nie wykopie pożywienia spod warstwy śniegu, kosiarka wystrzyże równo trawę i znikną pożywne mszyce. – Dlatego skrzynki lęgowe i karmniki z niesoloną słoniną czy ziarnem to znakomity pomysł – ocenia pan Stanisław. – Taka sikorka padnie, jeśli nie zje nic przez cały dzień. W okresie karmienia piskląt musi zjeść równowartość jej wagi! Proszę sobie wyobrazić, jakby pani zjadała dziennie 55 kg pożywienia, bo po głosie czuję, że tyle pani waży.

Chorym ptakom możemy pomóc, wybierając numer do ptasiej kliniki. I nie dając im jedzenia, które szkodzi. – Ludzie uważają, że fenomenalnie wychowują dzieci we wrażliwości w stosunku do przyrody, idąc do parku zimą i karmiąc kaczki chlebem. A to skazuje je na powolną śmierć! – wskazuje Krzysztof. – Chleb zakwasza organizm ptaków wodnych, one nie są gotowe na metabolizowanie tak przetworzonej żywności. Kończy się to deformacją stawów, skrzydeł, utratą zdolności lotu. W dodatku pieczywo chłonie wilgoć jak gąbka, zamarza, a głodne ptaki nie wiedzą, że w 80 proc. połykają lód. Jeśli je kochamy, zadajmy sobie odrobinę trudu i kupny ziarno – podkreśla i zauważa odejście od tematu: – Wyszliśmy co prawda z lasu, ale jest o czym mówić. O tej relacji człowiek-przyroda.

 

Tekst: Katarzyna Sosnowska-Rama
Obraz: Stanisław Blonkowski, Andrzej „Szczurek” Waszczuk