Trekking to forma turystyki uprawiana w trudnych warunkach terenowych i klimatycznych. Fiat 500l trekking pomaga w takich wypadach.

Zmotoryzował nas, towarzyszył przy różnych okazjach i wciąż dostarcza modeli, które stają się przyjacielami rodzin. Taki jest Fiat. I we Włoszech, i w Polsce, pełnił rolę nie tyle środka transportu, co towarzysza. Włoskie rodziny, raz kupioną Pandę, Uno, czy Punto, zostawiały je aż do przysłowiowego zdarcia.

Przy tym wszystkim Fiat bawi. Tak było też i z kultową dzisiaj 500-ką, do której w latach 50. i 60. Włosi przesiadali się ze skuterów i cieszyli wolnością podróżowania. Kiedy po 50 latach Fiat wskrzesił 500-kę na nowo, Italia świętowała równe cztery dni. Akurat miałem tę przyjemność być wśród nich. W Turynie była fiesta nie mniejsza od organizowanych tam zimowych igrzysk. Kto miał w garażu starą 500-kę, obowiązkowo musiał ją wyprowadzić. Pewien sklepikarz w kosze z wędlinami wystawione na witrynie poupychał też części od swojej historycznej 500-ki Abarth, którą ścigał się w latach 60. Trzeba było to zobaczyć, by zrozumieć czym dla Włochów jest Fiat.

Od debiutu nowej 500-ki, Włosi każdego roku podrzucają na jej bazie jakąś nowość. 500L Trekking, którym Ewelina i Iza wybrały się na narty, to propozycja dla tych, którzy ulegli urokowi sympatycznej twarzy Fiata 500, ale też mają już rodzinny i lubią aktywnie spędzić czas. Bo auto daje takie możliwości. Jest wyżej zawieszone, ma bojowo wyglądające zderzaki i za sprawą drobnego pstryczka „Traction+” gardzi lekkim terenem.

Ale Włosi, ten włoski Fiat, zawsze zaskakują czymś, co trudno odnaleźć nawet w limuzynach z jednym zerem w cenniku więcej. Kiedy debiutowała w 2007 roku 500-ka, Microsoft skonstruował Fiatowi system, który czytał na pokładzie przychodzące na naszą komórkę sms-y. Genialne. W 500L Trekking można… zaparzyć sobie kawę. Przecież to takie włoskie.

Otóż w tunelu między fotelami jest mocowanie do ekspresu zaprojektownego wspólnie z firmą Lavazza. W komplecie dostajemy jeszcze kapsułki z kawą, uchwyt na łyżeczę i torebki z cukrem. Kawę parzymy w samochodzie i trwa to dwie minuty.

Na stoku, Ewelina i Iza bawiły się równie dobrze samochodem, co nartami. Zwracały uwagę swoim żywiołowym usposobieniem. Obrzuały śnieżkami rażąco żółtego 500L Trekking, by po chwili samemu rzucać mu się na maskę. Auto wybaczyłoby im nawet drobne szaleństwo za kierownicą. Konstruktorzy zamontowali bowiem system City Brake Control, takiego anioła stróża na podbramkowe sytuacje. Otóż czujniki stale monitorują przestrzeń 10-12 metrów przed pojazdem, kiedy jedziemy z prędkością od 5 do 30 km/h. I gdybyśmy zagapili się, albo zagadali, a przed maską znalazłaby się pieszy, rowerzysta, czy inny pojazd, system sam wyhamowuje auto około 30 cm przed przeszkodą. Ale Ewelinie i Izie nie mówiłem o tym. Gadałyby już bez umiaru.

Tekst: Rafał Radzymiński
Obraz: Joanna Barchetto