Już podstawowa Skoda Karoq robi wrażenie. Więc co dopiero najdroższa wersja z cennika. 

Cztery paczki magazynów „MADE IN Warmia & Mazury” ważą 22 kg. Więc kiedy się je niesie do bagażnika, nie ma innej rady, jak wpierw położyć je na ziemi, by następnie wolną ręką powalczyć z klapą bagażnika. Nie wiem, który to geniusz od techniki wymyślił, by ruchem nogi pod zderzakiem sprawić, by klapa bagażnika sama się otworzyła, ale to rozwiązanie jest jednym z najpożyteczniejszych dobrodziejstw, jakie pojawiły się w samochodach w ostatnich latach.

Nasza Skoda Karoq miała ten system, więc pakowanie do bagażnika rzeczy, kiedy ma się obładowane obie ręce, jest dziecinnie łatwe. Dla ścisłości: trzeba mieć w kieszeni bezprzewodowy kluczyk. 

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Każda Skoda słynie z drobnych, ale ułatwiających codzienne funkcjonowanie rozwiązań, jak np. wyjmowana latarka w bagażniku, która ładuje się w czasie jazdy, skrobaczka do szyb wsuwana w klapkę od wlewu paliwa, sprytne uchwyty na zakupy, które zwykle na zakrętach lubią żyć swoim rytmem, ładowarka indukcyjna do smartfona, uchwyt na woreczki na śmieci w kieszeniach drzwi, gniazdo 230 V czy zastosowany po raz pierwszy w Skodzie Karoq prosty patent we wnęce na butelkę wody. Cóż to takiego? Otóż każdy kierowca pewnie wiele razy kombinował w czasie jazdy z odkręcaniem butelki wody. Tutaj można zrobić to jedną ręką – wystarczy lekko docisnąć butelkę, by nie obracała się, bo dno wnęki ma specjalne wypustki, które temu zapobiegają.

Wydawałoby się, że to są drobiazgi, ale ich suma sprawia, że obcowanie ze Skodą jest zwyczajnie przyjemne. Jeśli do tego dodamy powściągliwą w elegancji stylistykę, która przetrwa niejedną modę oraz dopracowany układ jezdny, to mamy już pakiet składników budujących sukcesy handlowe Skody, marki najlepiej sprzedającej się w Polsce od dziewięciu lat.

Karoq jest odpowiedzią na rosnące zapotrzebowanie segmentu kompaktowych SUV-ów i następcą popularnego Yeti. Stylistycznie jest zaś powieleniem zaprezentowanego rok wcześniej dużego SUV-a – Kodiaq. Karoq jest od niego krótszy o 31 cm, ale dłuższy od wspomnianego Yeti o 16. I to się czuje we wnętrzu. Czterech panów po 190 cm każdy? Proszę bardzo, każdy będzie miał wygodnie. Ciekawostką jest, że przy opcji varioflex, w które była wyposażona nasza wersja, z trzema indywidualnymi siedzeniami z tyłu można robić praktycznie wszystko: pochylać, przesuwać, wyjmować, a jeśli wyjmiemy właśnie środkowe, a skrajne przysuniemy do siebie, robi się bardzo komfortowe auto dedykowane czterem pasażerom. No i za plecami wciąż pozostaje foremny, ponad 520 litrowy bagażnik.

A propos litrów, to zbiornik paliwa (55 l) wystarczył nam na przejechanie 970 km, co daje średnią około 5,6 l/100 km. Wynik rewelacyjny (to lubimy: kiedy zapaliła się rezerwa, pojawił się komunikat z nawigacji czy pokazać najbliższe stacje benzynowe, a w razie wyboru którejś z nich, już prowadzi nas do niej – swoją drogą nawigację można obsługiwać głosowo). A jeździliśmy Karoqiem wszędzie: od olsztyńskich korków zaczynając, przez warmińsko-mazurskie kameralne drogi, ekspresówki, aż po bezdroża, którymi szukaliśmy skrótów przy budowanej obwodnicy miasta. Offroadowy charakter auta na wiele bowiem pozwolił. Raz podkusiło nas nawet wypróbowanie przejazdu przez żwirownię (z niej już naprawdę widać było wjazd na drogę asfaltową), która – niestety – okazała się dość grząskim podłożem. W razie draki widzieliśmy na horyzoncie pracujące ciężkie budowlane sprzęty. Nie wiem czy ich operatorzy raczej pomogliby nam wydostać się z opresji, czy może skazali na karę „odsiadki” za nieplanowane odwiedziny na ich placu zabaw, ale daliśmy szansę wykazania się napędowi 4×4. Ten nawet się zbytnio nie napracował, bo Karoq wypełzał o własnych siłach. 

Tak to właśnie bywa z tym napędem 4×4. Najczęściej nie potrzebujemy go, bo przeciętni użytkownicy SUV-ów nigdy nie zagłębiają się w jakieś dziwne place budów. Ale zawsze trafią się wyjątkowe sytuacje, które utwierdzą nas w przekonaniu: nie ma jak sprawny napęd na wszystkie koła.  

Wracając do wyniku spalania, to uzyskaliśmy go 150-konnym dwulitrowym dieslem współpracującym z dwusprzęgłową skrzynią DSG. Całość zgrana jest tak, jak można byłoby sobie wymarzyć w takim aucie: przyjemnie, dynamicznie, niezauważalnie. Kolokwialnie można powiedzieć, że leci jak strzała (zresztą nazwa Karoq to w wolnym tłumaczeniu samochód strzała zaczerpnięte z języka autochtonów zamieszkujących Alaskę). System rozpoznawania znaków drogowych czuwał nad tą błogością za kierownicą, upominając o obowiązujących ograniczeniach prędkości.

A teraz proszę zgadywać ile kosztuje najbardziej wypasiona Skoda Karoq. Nasza testowa odmiana Style to ostatnia pozycja z cennika – 131,5 zł. Ale jeszcze doposażona o ponad 40 tys. zł. Na szczęście bazowa wersja za 88 tys. zł jeździ tak samo komfortowo, ma ten sam gen „Simply Clever” i rozbudowany pakiet systemów bezpieczeństwa, więc cała reszta jest – jak wszystko w życiu – sztuką wyboru. 

Tekst: Rafał Radzymiński, obraz: Michał Bartoszewicz

Na zdjęciu: Skoda Karoq Style 2.0 TDI 150 KM 4×4 DSG