SKROMNA, ZA TO DOCENIANA PRZEZ NAJBARDZIEJ WYBREDNYCH KRYTYKÓW. MUZYCZNY SAMOUK, Z NAGRODAMI NA NAJWIĘKSZYCH FESTIWALACH MUZYKI AUTORSKIEJ. JOANNA KONDRAT, POCHODZĄCA Z BARTOSZYC WOKALISTKA I AUTORKA TEKSTÓW, OPOWIADA O PRACY NAD NOWĄ PŁYTĄ, KTÓRA CZĘŚCIOWO POWSTAŁA NA WARMII.

Made in: Tytuł płyty „Karma” ma związek z filozofią Wschodu? 

Joanna Kondrat: Myślę o swoim życiu nie w kategoriach szczęśliwych przypadków, a właśnie karmy, czyli przyczyny i skutku. To co zostawiamy na obwodzie, po którym stąpamy, jest tym, co znajdujemy. Spotkałam w życiu tylko przyjaciół i nauczycieli. Niektóre lekcje bolały. Płyta „Karma” jest obrazem przemian w moim życiu, inspirujących spotkań, doświadczanego dobra i równie potrzebnych upadków, poszukiwania harmonii. To narzędzie komunikacji, którym chcę motywować słuchaczy i siebie samą do tworzenia tego, co dobre i wartościowe, odrzucania tego, co płytkie. Abyśmy robili swoją obecnością różnicę światu.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

 

Piosenka autorska, ambitne aranżacje – łatwo ci o słuchacza?

Ważna jest dla mnie spójność i długofalowość relacji z odbiorcą. Tym, który ceni poczucie intymności i który nie boi się pytać, po co jest, gdzie jest. W barowym szumie łatwiej o spotkanie, trudniej za to o rozmowę o wartościach, jakie wyznaję. Zdarzyło nam się grać koncerty w filharmoniach, dla słuchaczy celebrujących muzykę. Ale pamiętam też koncert w stodole w Mięćmierzu pod Kazimierzem Dolnym, zagraliśmy tam Chopina akustycznie. Wszystko było spójne: dźwięk, otoczenie, właściwi ludzie. W odpowiednim miejscu i towarzystwie ciało się dostraja, czuje się harmonijny przekaz ze sceny i ten zwrotny.

 

Skończyłaś anglistykę, a żyjesz z muzyki. Jesteś typowym samoukiem?

To fascynacja poparta praktyką – najpierw przed telewizorem, lustrem, potem na szkolnych akademiach, wreszcie na studiach – pierwsze festiwale czy międzynarodowe spotkania poetyckie. W domu, z troski i miłości, podchodzono ze sceptycyzmem do moich muzycznych fascynacji, a potem realnych planów niezbyt stabilnego zajęcia. Miałam silną motywację, aby rozwiewać  te wątpliwości. Dzisiaj rodzice bardziej mi ufają. A wzmocnienie, które dostałam w rodzinnych Bartoszycach, dało mi siłę, aby wejść w środowisko silnych muzyków. Nie potrzebowałam energii i przebojowości dużego miasta. Wystarczyło, że posługiwałam się językiem życzliwości i serdeczności, którego mnie nauczono na rodzinnej Warmii. Miasto ma szybki procesor, który mobilizuje do działania. Łatwo się potknąć bez zaplecza, które wynosi się z rodzinnego gniazda. Bardzo cenię sobie swoje pochodzenie.

 

Podobno tu powstaje wiele twoich tekstów.

Mam swoje magiczne miejsca. Rodzinne miasto czy folwark w Galinach, gdzie powstał zalążek płyty. Tu spędzaliśmy z zespołem całe tygodnie, odseparowani od świata i skupieni na pracy. Płyta była już gotowa dwa lata temu. Rozmowy wydawnicze skłoniły nas do wznowienia pracy nad brzmieniem. Postanowiłam się zatrzymać, następnie cofnąć i budować od nowa. Potrzebowałam czasu, aby uporządkować osobiste sprawy, odnaleźć spokój i harmonię, co przełożyło się na muzykę. Jedne utwory odpadły, inne dopisaliśmy, wiele w nich przeaaranżowaliśmy. Głos zdradza stan umysłu. Jeśli mamy w sobie bałagan, dotrze on do odbiorcy.

 

Grasz z muzykami znanymi głównie z jazzowych dokonań. Znajdziemy ten gatunek na płycie?

Obecność kontrabasu, fortepianu, akustyczne brzmienie powodują, że wielu ludzi kojarzy nas z tym gatunkiem. Staraliśmy się skondensować przekaz, aby narzędzia i wirtuozeria nie przysłoniły słowa, metafory, przekazu. Sztuka czasami zapomina o obowiązku komunikowania się z odbiorcą. Dla mnie prawdziwy artysta jest bardziej przewodnikiem niż instrumentalistą. Muzyka to potężne narzędzie komunikacji. Umożliwia spotkania, maluje obrazy, przenosi nas w przeszłość, inspiruje do budowania planów. Pod warunkiem, że mówi o rzeczach wielkich, ważnych, robi przestrzeń odbiorcy.

 

asia w izieRozmawiała: Beata Waś

Obraz: archiwum artystki