Wyklepał Kubicy roztrzaskanego Citroena na Rajd Polski. Sobie wyklepał ostatnio 30-letnią Ładę. A jak powiedział „Hołek”, Paweł Prokopowicz wyklepie wszystko. Oto facet, który zbudował kawał rajdowej historii na Warmii i Mazurach.
 
Dzwonią zawsze. A już przed Rajdem Polski Paweł Prokopowicz jest pod telefonem całodobowo. Przed ubiegłorocznym, pod jego warsztat w Nikielkowie wjechał tir z wielką naczepą. Ekipa wytoczyła z niej zmiażdżonego po wielokrotnym dachowaniu Citroena DS3 z nazwiskiem na bocznej tylnej szybie: „R. Kubica/M. Baran”.
 
Kibice doskonale pamiętają jak przed Rajdem Polski, podczas przejazdów testowych, Kubica spektakularnie rolował na pastwisku z krowami. Na szczęście dla fanów szybkiego Polaka, ktoś z ekipy Citroena przytomnie ocknął się, że jest pod Olsztynem człowiek, który nie tylko buduje rajdówki, ale też i przywraca im fabryczny kształt. – Cięliśmy i spawaliśmy tego Citroena od osiemnastej po południu do czwartej nad ranem, potem dwie godziny snu i dalej do czternastej. Zdążyliśmy przed czasem, ale zobacz jak wyglądałem – jak trup – pokazuje ścianę, na której wisi pamiątkowe zdjęcie z ekpią Citroena w warsztacie.
Pawłowi towarzyszyli fachowcy z francuskiego zespołu.
 
Instruował ich na migi, bo obiecany tłumacz nie dojechał. A walczyli i z czasem, i z wyzwaniami. Bo. np. kompletny dach rajdówki, który mieli im dosłać, pomyłkowo poleciał do… Meksyku.
 
Warsztat w Nikielkowie wygląda jak większość tych stawianych za Gierka. Zbudowali go z ojcem dzięki 15-hektarowemu gospodarstwu rolnemu, które wspólnie prowadzili. Szczęśliwie po ukończeniu samochodówki Paweł trafił do warsztatu Mariana Bublewicza, jeszcze przy Elbląskiej 9.
 
– W którym roku? …Nie mam głowy do dat. Zaraz! Po prawku dojdę – stwardniałymi od narzędzi dłońmi szuka w kieszeni kurtki prawa jazdy. – Zrobiłem je wtedy w samochodówce. O! Siedemdziesiąty siódmy.
 
To dzięki Bublewiczowi wszystko się zaczęło. Paweł jeździł z nim na zawody jako serwis. A w warsztacie klepał efekty jazdy. Wylicza wszystkie auta nieodżałowanego mistrza, a z największym sentymentem w głosie mówi o Oplu Kadecie sprowadzonym od mistrza świata Waltera Röhrla.
 
Sobie też unowocześniał maszynę. – Miałem Trabanta, któremu wstawiłem swoją pierwszą klatkę rajdową. Od Mariana dostałem kolcowane opony i śmigałem w KJS-ach.
W sezon zajeździłem trzy silniki – pamięta.
 
Już we własnym warsztacie w Nikielkowie nawiązał z zakładem Bublewicza blacharską współpracę na odległość. – Przerabiałem wtedy u siebie Fiaty 125 z tylnymi lampami w pionie na nowsze modele, z lampami w poziomie. Przez łąki, na lince podczepionej do traktora, ciągaliśmy je do Mariana – przytacza historie sprzed 35 lat.
 
Potem nastąpił siedmioletni powrót do orania, siania i dojenia krów. Rajdówkami zajął się ponownie za sprawą Krzyśka Hołowczyca.
I tak do dzisiaj. Warsztat Prokopowicza to mekka rajdowców. Nie trzeba mu tłumaczyć co ma zrobić. To on tłumaczy jak ma być. Przebudowuje auta do motorsportu, wzmacnia konstrukcje, wstawia klatki – wszystko według biblii jaką jest Załącznik J do regulaminu FIA. Jeśli zbudujesz klatkę według jego zasad, uzyskasz homologację wymaganą na rajdach najwyższej rangi. – Cieszy mnie każdy samochód przerobiony do sportu i każdy zawodnik, który potem jeździ nim w rajdach. Cieszę się, że mogę tym chłopakom pomagać – nie kryje satysfakcji.
 
Choć nie zawsze udaje się pomóc. Przed pierwszym w tym sezonie rajdem zadzwonił zawodnik po nieudanych testach.
– Paweł, ratuj! – błagał.
– Co, dach?
– Dach.
Kiedy rozmawiamy w warsztacie, Paweł akurat kompletnie przebudowuje rajdową terenówkę dla „Hołka”. Mistrz wie gdzie zleca się takie prace. To widać nawet po plakatach na ścianach. Tym z 1997 roku, kiedy „Hołek” zdobył mistrza Europy. Z dedykacją: „Dla najlepszego warsztatu blacharskiego, który wyklepie wszystko”. Druga część zapylonej od spawania ściany, plakat z Dakaru: „Prawdziwemu mistrzowi” – dedykuje Hołowczyc Prokopowiczowi.
 
Dwa lata temu do Nikielkowa przyjechał gość, który zainwestował kawał gotówki w budowę supersportowego elektrycznego auta. Chciał opakować go w nadwozie identyczne jak Audi R8. – Zrobiłem je, ze zdjęć. Poszerzyłem tylko o 12 cm – wtrąca.
 
Równie szybko jak stalowe rury i arkusze blachy, zużywają się też tekstylia Pawła. Kiedy opowiada mi o swojej pracy, ja dostaję oczopląsu od powypalanych dziur w jego bluzie. Po chwili sam dodaje, że w dwa-trzy miesiące załatwia komplet ciuchów. – Popalone skarpety, to dopiero temat! Nie wiem jak te iskry od szlifowania i spawania potrafią przelecieć przez nogawkę, ale skarpety dziurawią mi się ekspresowo – sam się śmieje kiedy o nich opowiada.
 
Paweł startuje też w rajdach niższej rangi. Kupił kawał złomu, który kiedyś był Ładą, rocznik ’84. W 18 miesięcy zrobił z niej rozpoznawalną na zawodach niebieską rajdówkę.
 
Po ubiegłorocznym Rajdzie 1001 Jezior musiał ją odbudowywać na nowo. – Ściąłem nią brzozę jak tupolew. A już tyle lat nie miałem dzwona – kwituje.
 
Tekst: Rafał Radzymiński
Obraz: Joanna Barchetto