Kto powiedział, że podróże po świecie kosztują fortunę? Że są niebezpieczne? Że są tylko dla szczęściarzy? Im wystarczą dwa plecaki, namiot i marzenia. No i zaufanie. Bo jak otworzysz się na ludzi i świat „“ on otworzy przed tobą całe swoje bogactwo. I nic już nie będzie takie jak przed wyjazdem. Podróże uczą, przewartościowują, zmieniają nawyki i uzależniają. O swoim nałogu opowiadają podróżujące pary.

Tekst: Beata Waś, Obraz: Joanna Barchetto, archiwum podróżników

01
Angaż w Bollywood

Joanna i Jarosław Podolakowie / dziennikarka i operator obrazu

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Zaczęło się od zawału. Ale już na szpitalnym łóżku przeglądał w laptopie ofertę samochodów terenowych. Dotarło do nich, że szkoda czasu na odkładanie marzeń, życie ma się tylko jedno i nie wiadomo jak długie. – Zawsze marzyliśmy o dalekich, samodzielnych podróżach, ale ciągle czegoś brakowało: pieniędzy, czasu, siły, odwagi – wylicza Jarek, związany przez lata z TVP Olsztyn. – Dostaliśmy od losu sygnał, że trzeba zwolnić i przewartościować priorytety.
I wyruszyli własnym autem do Maroka. Po offroadowej wyprawie po bezdrożach i pustyni, spotkaniach z ludźmi, zgłębieniu smaku i zapachu Afryki nic nie było już takie jak przedtem. Joanna Grzymkowska-Podolak po powrocie z urlopu za swoje biurko w telewizji poczuła, że to nie jest jej miejsce.
– W głowie miałam krajobrazy i ludzi poznanych podczas wyprawy – opowiada olsztynianka. – To tam, a nie przy biurku na Woronicza, był prawdziwy świat. Nie chciałam już być trybikiem w maszynie. Ciągnęło mnie w świat, okazał się bliski na wyciągnięcie ręki. Chciałam dzielić się z innymi tym, co widziałam i usłyszałam. Wypowiedziałam umowę w pracy, skupiłam się na spisywaniu wrażeń z wyprawy.
Sukces książki „Zakochani w świecie. Maroko” zachęcił ich do kolejnej eskapady. Z dodatkowym bagażem – kamerą.
Z czteromiesięcznej wyprawy po Indiach powstał nie tylko materiał na kolejną książkę, która jesienią trafi do księgarń, ale i zbiór filmowych felietonów. Tematy znajdowały ich same. – Nad rzeką Ganges zaczepił nas były gangster, który został świętym mężem – ascetą mieszkającym na łodzi
– przytacza Joanna. – Innym razem muzyka zwabiła nas na niezwykłą ceremonię z hinduskim kapłanem, który przemieniał się w Boga Sziwę. Jako że byliśmy tam jedynymi białymi, opisała nas nawet lokalna gazeta. Tuż przed powrotem do domu zwerbowano nas z ulicy do statystowania na planie bollywoodzkiej produkcji. Wcieliliśmy się w role klientów klubu motocyklowego w Londynie. Filmu nie widzieliśmy, ale podobno odniósł w Indiach sukces.
W Warszawie mieszkają w wynajętym strychu. I wcale nie marzy im się własny kąt na kredyt. To, co zarobią, najchętniej inwestują w podróże. Potem opowiadają o nich na spotkaniach, zlotach podróżników i na swoim profilu facebookowym „Zakochani w świecie”. – Podróże otworzyły nowe perspektywy i zmieniły nasze podejście do życia. Nie myślimy z lękiem o emeryturze, nie potrzebujemy mieć większego telewizora czy nowszego samochodu – twierdzi Jarek. – Już w trakcie drogi zaczęliśmy pozbywać się balastu z plecaków: kosmetyków, garderoby, leków.
– Po powrocie do Warszawy poszłam do drogerii kupić puder, którego pozbyłam się w podróży – dodaje żona. – Sprzedawczyni doradzała mi przez kilkanaście minut. A ja myślałam tylko, jak wiele czasu marnujemy w życiu na banały. Po podróży dobrze jest wyspać się w swoim łóżku i usiąść na własnej desce klozetowej. Ale po kilku dniach zaczynamy przeglądać mapy i przewodniki. I jeśli nie jesteśmy gotowi, aby znowu jechać na koniec świata, to chociaż zaliczymy weekend na Podlasiu. Bo każdy dzień chcemy przeżyć co do minuty.

J — kopia

Cza cza z byczego rogu

Ania i Rafał Ostrowscy / redaktor i programista

Poznali się kilka lat temu w pociągu relacji Olsztyn – Gdańsk i od tamtej pory podróżują wspólnie. Nie tylko koleją, ale też samolotem, autostopem, busem, łodzią, kamperem, rykszą, na wielbłądzie i na wiele innych sposobów. Na liczniku mają około 30 państw, w tym 11 podczas ostatniej podróży, kiedy to przebywali poza domem 348 dni. Swoje życie mieszczą w dwóch plecakach – podróże nauczyły ich minimalizmu.
– Na studiach mieliśmy dużo czasu, mało pieniędzy i wielką chęć poznawania świata. Szukaliśmy sposobów, jak tanio podróżować i staliśmy się ekspertami w tej dziedzinie – tłumaczy Ania.

Zaczęli od studenckiego wypadu pod namiot do Hiszpanii.
Potem do północnej Afryki i Islandii. Aż podjęli decyzję o rocznej podróży życia, zanim założą rodzinę. Sprzedali mieszkanie
i sprzęty, zostawili wygodne posady i ruszyli z plecakami do Azji, Australii i Nowej Zelandii. – Ta podróż zmieniła nasze życie,
nawyki, wartości – zapewnia Rafał. – Mimo że minęło pół roku od powrotu, nadal żyją w nas poznani ludzie i miejsca. W Azji widzieliśmy ogromną biedę, a wśród niej szczęśliwych, uśmiechniętych ludzi. Europejski konsumpcjonizm, malkontenctwo
i brak zaufania po powrocie nieco bardziej rażą nas w oczy.

W Australii i Nowej Zelandii korzystali m.in. z woofingu, czyli pobytu w prywatnych rezydencjach, w zamian za drobne prace w domu i ogrodzie. – Bywało, że ludzie, którzy mieli z nami kontakt tylko przez internet, zostawiali nam klucze od swoich willi – mówi Rafał. – Gościli nas po królewsku, starali się, abyśmy nie tylko pracowali, ale też wypoczęli.
W czasie podróży zrobiliśmy kurs płetwonurków, kurs masażu, staraliśmy się zdobyć „po drodze” nowe umiejętności.

Kiedy pytam o numer jeden wśród krajów, bez wahania wskazują na Iran. – Tak życzliwych i gościnnych ludzi nie spotkaliśmy w żadnym innym miejscu – zapewnia Ania. – Dosłownie zgarniali nas z ulicy i zapraszali do domów, dzieląc się tym, co mieli najlepszego. Bardzo im zależy, aby nie postrzegano ich – tak jak robią to zachodnie media – jako terrorystów z atomowym zapleczem. Z grupą kurdyjskich studentów spędziliśmy dwa szalone dni na pustyni. Tańczyliśmy, oglądaliśmy przez teleskop gwiazdy, bawiliśmy się przy ognisku. I to wszystko bez alkoholu…

Degustację mocnych trunków nadrobili za to w Gruzji, gdzie zabrali się na stopa z lokalnymi pasterzami. Rafał: – W drodze poczęstowali nas wszystkim, co mieli, a zwłaszcza mocną wódką zwaną cza cza, pitą”¦ z byczego rogu. Nie było jak go odstawić – musieliśmy całą zawartość wypić na raz! Jak wysiedliśmy, nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy i po co przyjechaliśmy”¦ Zdarzały się chwile grozy – dodaje. – Raz wsiedliśmy do luksusowego samochodu pełnego poważnych facetów w garniturach i czarnych okularach. Ale okazali się naukowcami. W Nowej Zelandii podwoził nas członek sekty i namawiał do wspólnej modlitwy.

Swoimi wrażeniami i podróżnicznymi patentami dzielą się na blogu zlaptrop.pl. Przez najbliższe miesiące będą podróżować w marzeniach, bo jesienią przyjdzie na świat ich pierwsze dziecko. – Już myślimy o tym, gdzie pojedziemy z maluchem – zdradza Ania. – W podróży ogranicza tylko czas i wyobraźnia. Najważniejsze to nie mieć żadnych oczekiwań, być otwartym na ludzi i zaufać światu. A wtedy otworzy przed tobą całe swoje bogactwo.

DCIM100GOPRO

Rok na podróż to mało

Asia i Adam Dzieliccy / polonistka i trener

W Polsce godzina 17, w mieście Luang Prabang w Laosie zapadła już noc. Kiedy dzwonię do nich na skypie, relaksują się na tarasie taniego guesthousu. Będą spać na prawdziwym łóżku, co nie zdarza się często. W plecakach mają mały namiot, materace, butlę gazową, wędkę, a nawet turystyczny prysznic – czarny worek z rurką, w którym woda nagrzewa się na słońcu. I Biblię, która jest dla nich bardzo ważna.
Z tym ekwipunkiem we wrześniu ub. roku wyruszyli autostopem z Polski do Azji.

– Planowaliśmy minimum roczną podróż, jednak już wiemy, że o powrocie na razie nie ma mowy. W ciągu najbliższych tygodni przemierzymy stopem Birmę, Tajlandię, Malezję, Singapur, Indonezję, aż przedostaniemy się do Australii – wylicza Asia Dzielicka ze Szczytna. – Podróżowanie uzależnia. To nie tylko kwestia niezwykłych miejsc, ale głównie ludzi, których spotykamy na drodze.

Poznali się sześć lat temu w Iławie i po roku udali w pierwszą podróż autostopem. To Adam, niespokojny duch i miłośnik survivalowych patentów, zaraził Asię bakcylem niskobudżetowego podróżowania. Razem odwiedzili blisko 50 krajów, w tym 15 podczas trwającej wyprawy. „Na nowej drodze życia” – to nazwa bloga i profilu na facebooku, na którym opisują kolejne przystanki. W trakcie studiów i po nich udzielali się wolontariacko w świetlicy środowiskowej „Klub Narnia” w Olsztynie. W czasie podróży też zdarza im się odwiedzać sierocińce i miejsca, gdzie mogą choć przez chwilę dać im nieco radości.

Adam Dzielicki: – Ludzie potrafią docenić każdy gest, ciepłe słowo. Odwdzięczają się z nawiązką. Podczas jazdy autostopem zapraszają na wspólny posiłek, podwożą w miejsca, do których sami nie jadą, zwiedzają z nami okolicę, zapraszają na noclegi. Na Filipinach czy w Wietnamie ani razu nie płaciliśmy za nocleg.
Kiedy jechali w Chinach w kierunku Wietnamu, trafili na mało uczęszczaną stację benzynową. Ciemno, zimno, biegały szczury. – Chcieliśmy wiać stamtąd jak najszybciej – przyznaje Adam. – I na stację zajechało całkiem ciekawe auto. Kierowca, młody chłopak, najpierw miał nas zawieźć na bardziej uczęszczaną stację, gdzie chcieliśmy rozbić namiot, ale uparł się na kolację w ekskluzywnej restauracji i zaproponował nocleg u siebie. Rano poprosił, żebyśmy zostali. Na wjazd do Wietnamu musieliśmy czekać aż pięć dni, więc zgodziliśmy się. Obwiózł nas po rodzinie, gościł po królewsku i na własną prośbę poznał przez skype”™a naszych rodziców, nazywając ich ciocią i wujkiem. Jak przyszło się pożegnać – płakał…

Ta gościnność wynagradza im tęsknotę za domem i rodziną. Kiedy byli w Tajlandii dostali paczkę z Polski: ulubione kosmetyki, słodycze, polskie przysmaki. Cieszyli się jak dzieci. – Coraz bardziej doceniamy rzeczy proste, drobne. I choć niedawno spaliśmy za darmo w pięciogwiazdkowym resorcie, bardziej lubimy nasz namiot rozstawiony gdzieś na wzgórzu albo mały domek bambusowy nad Mekongiem.

133

Z dala od szlaków

Karina i Paweł Rynkiewiczowie / anglistka i alpinista przemysłowy

„Jechać! Wszystko jedno dokąd, czemu, po co, na co i za co. Jesteśmy w Rio, mój telefon nie będzie działał przez najbliższy miesiąc” – taki komunikat, inspirowany książką „Okrążmy świat jeszcze raz” Perkitnego, Paweł zostawił na swoim facebookowym profilu. Znajomi już przywykli, że najłatwiej nawiązać z nim i Kariną kontakt przez internet. Bo odkąd poznali się na drugim roku studiów na UWM, plecaki wypchane butami trekkingowymi i ciuchami na zmienną pogodę wciąż są „na wylocie”. Kochają góry. Dlatego w ich dzienniku podróży liczącym około 40 krajów nie mogło zabraknąć notatek z nepalskich Himalajów, peruwiańskich Andów czy tureckich gór Taurus. A narodziny córki Zuzi w ub. roku wniosły tylko taką zmianę, że wśród bagaży przybyło nosidełko i składana spacerówka. No i po raz pierwszy skorzystali z biura podróży na wypoczynek w Maroku. – Po kilku dniach mieliśmy dosyć hotelu i leżenia nad basenem, to nie nasza bajka – wspomina Paweł. – Opuściliśmy wygodne pokoje i wynajęliśmy pokój od tubylców. Po to, aby lepiej poznać smak, zapach i prawdziwe życie mieszkańców. Wtopić się w tłum. Bo tylko takie poznawanie krajów i kultur nas kręci.

Dlatego jeśli transport, to tylko lokalny, nawet jeśli to rozklekotany autobus pełen Hindusów. Jak potrawy, to z ulicznych straganów i barów lub przyrządzane przez mieszkańców. Noclegi: w hostelach, pod namiotem albo w ramach couchsurfingu – darmowej, wymiennej gościny w prywatnych domach między mieszkańcami różnych krajów. – Nie stronimy od dzielnic i miejsc, które w przewodnikach uchodzą za niebezpieczne – mówi Karina. – To nie znaczy, że szukamy adrenaliny. Ale wystarczy zdrowy rozsądek i nieafiszowanie się z np. drogim zegarkiem czy wypchanym portfelem wśród ludzi, którzy żyją na granicy nędzy. Nie prowokujemy losu – czy to w Kalkucie, czy na olsztyńskich Jarotach. A miejsca odległe od turystycznych szlaków to szansa na spotkanie niezwykłych ludzi, którzy nie patrzą na ciebie wyłącznie jak na worek z pieniędzmi – dodaje Paweł. – Tureccy młodzi muzułmanie zaskoczyli nas swoją otwartością i europejskimi aspiracjami. Kiedy śnieg odciął nas od świata w kaukaskiej wiosce, przekonaliśmy się, czym jest soviet mental w wydaniu gruzińskim. Zwodzono nas przez sześć dni, że droga jest właśnie odśnieżana. Każdy wyjazd weryfikuje stereotypy o religiach i narodowościach, którymi karmią nas media.

Najmilej wspominają pobyt w Nepalu, w którym znaleźli się w newralgicznym momencie – podczas pierwszych demokratycznych wyborów. Marzą, aby wrócić w tamte strony i odwiedzić Tybet – zamknięty dla turystów podczas ich pobytu w Azji z powodu olimpiady w Pekinie.

– Najpierw pojawia się marzenie o jakimś kraju czy kierunku, a potem rozpoczynamy polowanie na tani przelot – tłumaczy Paweł. – Zazwyczaj wyjeżdżamy poza sezonem, lato najchętniej spędzamy w Polsce. To, że ciągnie nas w świat, nie znaczy, że nam tu źle. Polskie góry, Suwalszczyzna czy regiony wschodnie są fascynujące. Nie wspominając o naszym. Podróżujemy, żeby poznać kultury, smaki i miejsca, których być może niedługo już nie będzie na mapie i w przewodnikach.