Port Lotniczy Olsztyn-Mazury daje możliwość szybkiego urlopu w klimacie „city break”. Postanowiliśmy z niej skorzystać i polecieć do Dortmundu. 

Piątek rano, szynobus z Olsztyna do Szyman, niecałe dwie godziny lotu i jesteśmy… w podobno najnudniejszym mieście Niemiec, Dortmundzie. Ale spokojnie, jedziemy pociągiem do Kolonii i trafiamy do multikulturowego, kolorowego, szalonego, wyzwolonego miasta, które nie śpi.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Dortmund – czy to naprawdę takie nudne miasto? Takie opinie można znaleźć na wielu blogach podróżniczych. Podzieliliśmy trzydniowy wyjazd między dwa miasta, by w razie potwierdzenia internetowych opinii mieć jeszcze szansę przeżyć coś ciekawego. Obok wspomnianego Dortmundu rozważaliśmy jeszcze dwie lokalizacje: urocze Münster (oddalone pół godziny pociągiem), które regularnie wygrywa ranking „Najlepsze miasto do życia w Niemczech” oraz Kolonię (półtorej godziny pociągiem). W internecie wyczytaliśmy, że to zdecydowanie najbardziej wyluzowane i szalone miasto tego uporządkowanego kraju. A do tego w weekend, w który zaplanowaliśmy wylot z Szyman, w Kolonii miał odbyć się jeden z największych w Europie pokazów sztucznych ogni Kölner Lichter. Zatem zapowiada się ciekawy pojedynek Dortmund vs. Kolonia. 

Kupując bilet odpowiednio wcześniej można polecieć do Dortmundu z Szyman za 89 zł. Z kartą WIZZ Discount Club nawet za 44 zł. Po wylądowaniu, po 20 minutach transportem miejskim jesteśmy w centrum miasta. Jest tu kilka obowiązkowych punktów do zaliczenia. Trzeba spróbować słynnego bajgla z masłem i szczypiorkiem oraz napić się lokalnego piwa Dortmunder Actien-Brauerei. W przeciwieństwie do południowych landów niemieckich, tutaj piwo pija się z malutkich szklanek nazywanych stössen. Ponoć przyjęły się dzięki temu, że górnicy i hutnicy dojeżdżający do domu koleją, nie mogli ryzykować spóźnienia na pociąg, więc zamawiali małe ilości. 

Choć sam Dortmund ma historię tysiącletnią, to próżno tu szukać zabytków. Miasto w czasie II wojny światowej kompletnie zniszczono. Mimo swojego przemysłowego charakteru, pełno tu zieleni, która powstaje m.in. na dawnych pogórniczych hałdach. Warto wybrać się do Westfalenpark, czyli jednego z największych parków miejskich w Europie i zobaczyć ponad 3000 odmian róż, a później wjechać na stojącą tam 200-metrową wieżę widokową Florianturm. Obowiązkowo trzeba odwiedzić największy stadion piłkarski w Niemczech, czyli Signal Iduna Park, gdzie swoje mecze rozgrywa Borussia Dortmund. Jest tu muzeum oraz fanshop BVB. 

Po jednym dniu przekonujemy się, że Dortmund, choć rzeczywiście nie jest turystyczną mekką, ma jednak coś do zaoferowania. A do tego jest dobrym punktem przesiadkowym do dalszej podróży. Ruszamy zatem do Kolonii słynącej z organizacji jednego z najbardziej szalonych europejskich karnawałów. 

Pamiętajcie, pociągi w Niemczech są bardzo drogie, taniej podróżować BlaBlaCarem – za kilka euro można dojechać z Dortmundu do Kolonii. Docieramy tam wieczorem, gdy miasto zamienia się w jedną wielką, multikulturową imprezę. To miasto studenckie, z jednym z najstarszych uniwersytetów w Europie. Również pozostałe tutejsze uczelnie przyciągają z najróżniejszych stron świata. Poczuliśmy to na plenerowej imprezie w parku na Brüsseler Platz. O tym miejscu opowiedział nam menadżer najlepszej restauracji chińskiej w jakiej kiedykolwiek byliśmy, Chin Burger. Może nazwa nie zachęca, ale jakość dań i ich bezkompromisowość zachwyca. Wspomniany park to miejska legenda. Nikt nie wie dlaczego, ale w pewnym momencie stał się ulubionym miejscem spotkań studentów, którzy nie chcą wydawać pieniędzy na przesiadywanie w knajpach. Panująca tam atmosfera pokazuje dojrzałą kulturę ich społeczeństwa: wszyscy piją, bawią się, śmieją, towarzystwo multikulturowe, a przez cały wieczór nie widzieliśmy choćby jednego przejawu agresji. 

Następnego dnia ruszamy na poszukiwania słynnej kawiarni „Bar Schmitz”. Podobno serwują tam najlepsze lody w regionie, a kolejka do lokalu na ulicy utrzymuje się do późnych godzin nocnych. Po zamówieniu kilku gałek wszystko rozumiemy – haiti vanillia, yogurt, czekolada czy pavot to kulinarne szczyty góry lodowej. Schłodzeni, chcemy poobcować ze sztuką. Kolonia słynie z ogromnej ilości komercyjnych galerii. Dzięki temu, udając inwestora, można zupełnie za darmo podziwiać sztukę na najwyższym poziomie. Zamykają je wieczorem, gdy jesteśmy już w drodze nad Ren. O północy odbędzie się tu Kölner Lichter, jeden z największych w Europie pokazów sztucznych ogni. Co roku ogląda go kilkaset tys. osób. Zanim jednak zajmiemy miejsce na brzegu, trzeba zaopatrzyć się w sklepie w kilka butelek lokalnego piwa nazywanego kölsch. Wciąż sporządza się je wedle XV-wiecznej receptury. Zgodnie z zapisami prawa, browary mogą wytwarzać kölsch tylko, jeśli znajdują się nie dalej niż 30 km od Kölner Dom, największej w Europie gotyckiej katedry stojącej w samym środku miasta. Cudowne jest to, że w Niemczech można pić piwo na ulicy, w metrze, w parku… wszędzie. To kolejny dowód ich dojrzałej kultury, bo nigdzie na ulicach nie widać pijaństwa. 

Podzielony na dwie części, trwający ponad godzinę pokaz sztucznych ogni, przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania (fragment obejrzycie na redakcyjnym profilu FB) – fajerwerki przypominające meteoryty, ogniste, kilkudziesięciometrowe bicze, wirujące gwiazdy, rozświetlające niebo ogromne wybuchy i fajerwerki pływające po rzecze. Do tego poruszająca muzyka. Jeśli Dortmund wyciszył, to Kolonia rozbudziła spektakularne przeżycia. 

Tekst: Michał Bartoszewicz
Obraz: Michał Bartoszewicz, Shutterstock.com

WARMIA I MAZURY Sp. z o.o.

Port Lotniczy Olsztyn-Mazury

www.mazuryairport.pl