Nie prowadzą tu drogowskazy i nie reklamują portale turystyczne. A mimo to niełatwo o wolny pokój w Młynie Patryki. To jedno z nietuzinkowych miejsc, do których nie dotarlibyśmy bez napędu na cztery koła.

Kapliczka, stara szkoła, a potem skręt w pole. Każdy mieszkaniec wsi Patryki zna drogę do starego młyna. Choć Bożena i Andrzej Szymanowscy są jego właścicielami od 20 lat, dopiero od dwóch sezonów przyjmują gości. Nie planowali prowadzenia tu działalności turystycznej, ale młyn sam zaczął przyciągać ludzi. Bo wystarczy jedno zdjęcie czy kilka słów rekomendacji, aby poczuć, że po prostu trzeba tu być.

– W 1998 roku znaleźliśmy ogłoszenie o sprzedaży młyna w gazecie – wspomina pochodząca z Warszawy Bożena. – Mąż sam pojechał go obejrzeć i zadzwonił do mnie „na gorąco”. Po kilku jego zdaniach wiedziałam, że to będzie nasze miejsce na ziemi.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Opuszczony przez lata młyn o XIX-wiecznym rodowodzie, stojący częściowo w rzece Kośnie, okazał się nie lada wyzwaniem. Właścicieli nie zraziło jednak stado mieszkających tu nietoperzy ani brak mediów i wygód, ani długi remont ze zmianą przeznaczenia zabytku, a zatem masa biurokracji i piętrzących się problemów.

– Zanim podpisaliśmy umowę kupna, postanowiliśmy spędzić tu wakacje – tłumaczy Andrzej. – Rozłożyliśmy na podłodze materace, włączyliśmy sprzęt grający. Jazz zabrzmiał fenomenalnie w tej przestrzeni. Zabraliśmy się do pracy – uporządkowania dzikiego otoczenia młyna. Przyjęliśmy go z całym dobrodziejstwem: gniazdami jaskółek, rodziną tchórzy, która mieszkała pod młyńskim kołem i duchem, którego nazwaliśmy Kacperek.

Właściciele, którzy traktują swoich gości jak rodzinę, chętnie dzielą się historią miejsca, wieloletniego remontu i… ducha, o którym słyszeli od ludzi we wsi. I właśnie podczas jednej z takich opowieści deska w salonie z trzaskiem odczepiła się od sufitu. Ale to był jedyny znak od Kacperka. Młyn przyciąga nie tyle miłośników historii z dreszczykiem co tych, którzy potrzebują resetu. W niezwykłym otoczeniu dzikiej przyrody, przy subtelnym szumie rzeki i śpiewie ptaków. W pięciu dizajnerskich pokojach młyna (autorem rewelacyjnego projektu budynku jest architekt Piotr Majewski) nie ma telewizorów, za to masa książek. Słabo odbiera internet, ale na tarasie nad rzeką czy w malowniczych zaułkach, można odciąć się od świata i kontemplować chwilę. A zapach, który dochodzi z kuchni, dopełnia ucztę dla zmysłów. Andrzej, pasjonat gotowania, raczy gości potrawami o których długo nie mogą zapomnieć. Dlatego piszą, dzwonią, wracają. Bez względu na porę roku, pobyt tu działa kojąco. A w komentarzach internetowych najczęściej powtarza się słowo „magia”. I obowiązkowe fotki przy młyńskim kole – prawdopodobnie największym w tej części Europy. Wciąż czeka na moment, kiedy ponownie ruszy. Tak jak wiele elementów młyna, zachowało się w niezłym stanie, ale wymaga konserwacji. Czas dla wszystkich jest tu łaskawy. Płynie jakby w inny tempie niż u reszty świata.

Tekst: Beata Waś, obraz: Michał Bartoszewicz

Niezwykłych miejsc Warmii i Mazur szukamy z pokładu Skody. Tym razem towarzyszył nam model Karoq 2,0 TDI, na szczęście z napędem 4×4 (test auta na www.madeinwm.pl).