Puszysty sernik z czekoladą… Jego smak wracał do mnie, kiedy byłam daleko stąd. Marzyłam, żeby na chwilę przysiąść w ludwikowskim fotelu kawiarni i „zawiesić się” na widoku z okna. i Wreszcie! Jest za pięć ósma, za chwilę otwiera się kawiarnia „moja”.

Zawsze chciałam mieszkać na tej ulicy. Rząd uroczych, secesyjnych kamienic, witraże w oknach, dużo zieleni.
Żaden włoski zaułek ani bar pachnący espresso nie był w stanie zrekompensować mi tęsknoty za ulicą Dąbrowszczaków. I jego lokalem w klimacie retro. Dlatego kiedy wracam z południa Europy do Olsztyna, celebruję tu poranki.

Już od ósmej rano czeka szwajcarska kawa i pachnące rogaliki z konfiturą. Świeża prasa i podsłuchane rozmowy zabieganych prawników i bankierów. Stali klienci, którzy są tu codziennie, nie muszą już nawet składać zamówienia – pracownicy czekają z odpowiednio przyrządzoną kawą. Po godzinie 17.00 życie na ulicy zamiera. Ale nie w kawiarni „Moja”. Bo zapach ciast wypiekanych na jej zapleczu roznosi się po okolicy i wabi. Torcik czekoladowo-śliwkowy ma swój fanklub wśród moich znajomych Włochów. Szarlotka z migdałami to ulubiony deser koleżanek wiecznie będących na diecie. Opakowanie francuskich ciasteczek z różaną konfiturą wchłaniamy z synkiem za jednym posiedzeniem.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

A sernik? Zamawiają go tu nawet konkurencyjne lokale – receptury pani Alicji i sprowadzanego od zaufanego rolnika sera nikt jeszcze nie przebił.
– Jedna z klientek szepnęła mi: „Niech pani nie robi tego ciasta takiego równego, powiem swoim gościom, że to ja upiekłam” – śmieje się Alicja Derdoń, właścicielka kawiarni piekącej też ciasta na zamówienie. – Takie komplementy lubię najbardziej.

Przed świętami „Moja” przeżywa oblężenie. Produkcja ciast, tortów, rogalików i kruchych ciasteczek trwa siedem dni w tygodniu. Zaplecze kawiarni to mała manufaktura. Niczego nie produkują taśmowo – ręczna, żmudna robota. Każdy rogalik ręcznie nadziany konfiturą. Każda śliwka wykąpana w nalewce. Truskawki od dostawcy prosto z pola. Mąka z regionalnych młynów. Jajka od szczęśliwych warmińskich kur. Dlatego po ciasto często stoi się tu w kolejce, jak za dawnych lat.
– Czasem mamy do zrobienia 40 serników na raz, nie wspominając o innych zamówieniach – tłumaczy właścicielka.

– Sekret ich popularności tkwi w surowcach wysokiej jakości. Nie idziemy na łatwiznę, nie robimy zakupów w dyskontach, wspieramy lokalnych, drobnych wytwórców i rolników. To jeden z wymogów członkostwa w sieci Dziedzictwo Kulinarne Warmia Mazury Powiśle, do której należymy.
„Fortuna” to po włosku szczęście. Ta przedwojenna nazwa kamienicy, w której mieści się kawiarnia, nie jest chyba przypadkowa. Czasem niewiele trzeba, żeby poczuć się wybrańcem losu. Mi w każdym razie kilka chwil spędzonych o poranku w „Mojej” wystarczy, żeby podnieść poziom endorfin. I nastroić się na cały dzień.

Tekst: Beata Waś, mieszka w Mediolanie i Olsztynie
Obraz: Joanna Barchetto

Kawiarnia „Moja”
Olsztyn, ul. Dąbrowszczaków 10
www.kawiarniamoja.pl