Po latach doświadczeń w branży gastronomicznej stworzyli miejsce, w którym sami dobrze się bawią. Klub Mięta to społeczność ludzi, którzy cenią jakość. Nie tylko za barem i konsolą, ale też w dizajnie, relacjach i atmosferze.

Bywa, że wykupują w dyskoncie cały zapas doniczek z miętą. Ale zielony listek w logotypie zobowiązuje: ma być świeżo, namiętnie, a barmani muszą być gotowi przyrządzić w ciągu jednego wieczora kilkaset drinków mojito. Logotyp i nazwa klubu powstały podczas burzy mózgów grupy przyjaciół, którzy kilkanaście lat temu poznali się w klubie Pestka. Dwa lata temu połączyli siły. Jakub i Magda, związani od lat z branżą gastronomiczną, zaprosili do współpracy Przemka, didżeja i menadżera artystycznego. Stworzyli miejsce o jakim wszyscy marzyli: nietuzinkowe wnętrze, czołówka muzyków klubowych z Polski i z zagranicy, alkohol z wysokiej półki i klienci, których łączy coś więcej, niż parkiet i kolejka przy barze. Powiew świeżości na olsztyńskiej starówce – takie opinie zaraz po otwarciu obiegły sieć.

– Duża część życia każdego z nas dzieje się w internecie. Dlatego oprócz działań w social media, prowadzimy newslettera, a klienci dostają powiadomienia sms-em na temat zbliżających się wydarzeń – tłumaczy Przemek Skipek Boguta, menadżer artystyczny Mięty. – Bo kto raz zasmakował tu zabawy, zazwyczaj wraca. A sms-y krążą wśród znajomych, dzięki czemu trafiają do nas nowi ludzie.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts


Muzyczny grafik Mięty nie ustępuje w niczym najlepszym klubom w Polsce. Tylko w kwietniu pojawią się tu m.in. dj Yass z Francji czy dj David Penn – ikona hiszpańskiej sceny elektronicznej. Takie wydarzenia przyciągają miłośników muzyki klubowej nie tylko z regionu.

– Do tej pory to olsztynianie bywali w klubach stolicy czy Trójmiasta, dzisiaj niektóre wydarzenia przyciągają do nas mieszkańców tych aglomeracji – twierdzi Kuba Wysoki, manager Mięty. – Ambitny, wysokobudżetowy grafik muzyczny, okazał się strzałem w dziesiątkę.

Babski mięting, Sax w wielkim mieście, Ballantines True Music, Panie przodem, Gdzie ci będzie lepiej – podczas wieczorów z błyskotliwym, choć niezobowiązującym hasłem przewodnim, brylują didżeje, ale też wokaliści, instrumentaliści czy mistrzowie tańca. We wtorki impreza w stylu latino, w piątek urban music, a w soboty house z udziałem mistrzów gatunku. A w międzyczasie pokazy mody czy niszowe inicjatywy, jak Local Warming – rodzimi twórcy muzyki elektronicznej.

– Ciężko pracujemy, aby nasza marka była rozpoznawalna w Polsce – przyznaje Magda Wysocka, właścicielka klubu. – A sama muzyka i alkohol do tego nie wystarczą. Dużą wagę przykładamy do identyfikacji z klubem, akcji wizerunkowych. Pamiętamy o świętach, rozdajemy kwiaty i słodycze, wychodzimy w przestrzeń miejską. I tworzymy oryginalne gadżety z naszym logo: plecaki-worki, okulary, breloki. Przewijają się na fotkach w portalach społecznościowych, ludzie zabierają je na wakacje, uwieczniają przy nich ważne chwile w swoim życiu.

Wystarczy obejrzeć galerie internetowe z tutejszych imprez, aby nabrać ochoty na wieczorne wyjście. Industrialne wnętrze, neony, nastrojowe zakamarki z motywami roślinnymi. Kolorowe koktajle za barem, konfetti sypiące się na rozgrzany parkiet i twarze uczestników w muzycznej ekstazie. Aż kipi od endorfin. Pełen emocji klimat dokumentują profesjonalni fotograficy z różnych stron Polski.

– Żyjemy w kulturze obrazkowej – przyznaje Przemek. – Staramy się, aby każdy wieczór był inny, a atmosfera niepowtarzalna. I to właśnie oddają facebookowe galerie, na których uczestnicy mogą się później odznaczyć. Często w emocjach, które wywołuje mieszanka dobrej muzyki i alkoholu, nie pamiętamy ciekawych chwil. No, może przypomina nam o nich konfetti, które przynosimy w butach po imprezie.
Czasem trzeba poczekać w kolejce, aby przekroczyć próg Mięty. I nie wszystkim udaje się wejść. Choć selekcja na bramce spotyka się z krytyką, to jedyny sposób, aby zadbać o atmosferę i komfort podczas imprez. Dlatego wstęp mają tu osoby powyżej 21 lat, w schludnym ubiorze i stanie nie wskazującym na „zbytnie spożycie”.

– Nie chcemy być konkurencją dla innych lokali, ale rozwijać różnorodność starówki i dać powód, aby wyjść z domu i zajrzeć do centrum – twierdzi Kuba. – Rotacja tutejszych klubów świadczy o tym, że tylko najciekawsza oferta jest w stanie utrzymać się na rynku. U nas pracuje nad tym niemała ekipa – od doświadczonych barmanów po specjalistów od marketingu.

– Tworząc takie miejsce trzeba określić konkretny target – dodaje Magda. – Założyliśmy, że nasi klubowicze to ludzie ustatkowani życiowo, którzy lubią alkohole z półki premium, dbają o kulturę picia. No i cenią nasze muzyczne wybory, które są priorytetem w Mięcie. Cały czas uczymy się i rośnie nam apetyt na więcej. W planach więc kolejne muzyczne gwiazdy, odjechane scenografie i kostiumy. Tych, którzy czują miętę, chcemy nieustająco zaskakiwać.

Tekst: Beata Waś

Obraz: Jarek Poliwko