W 1972 roku 11-letni Edward Klink pojechał z ojcem Maksem, właścicielem warsztatu samochodowego przy Grunwaldzkiej 33 w Olsztynie, po odbiór nowego Fiata 125p do FSO w Warszawie. Do ceny 1350 dolarów pan Maks dorzucił 100 „zielonych” extra za to, że wyjedzie najmodniejszym wówczas kolorem yellow bahama. Na placu stały takie trzy. Już w drodze powrotnej zepsuł się docisk sprzęgła, ale któż by zwracał maszynę w takim kolorze? 

Fiat spędził w rodzinie kolejnych 26 lat i 300 tys. km. Edwarda i starszego brata Waldemara wychował nie tylko motoryzacyjnie, ale i biznesowo. Fiat służył bowiem też do robienia interesów w raczkującej branży budowlanej. Pod koniec lat 80. część warsztatu samochodowego służyła też jako mały skład z płytkami ceramicznymi ściąganymi z Niemiec. Edward, świeżo upieczony czeladnik mechaniki samochodowej, szybko jednak podłapał dryg do handlu, co spodobało się odwiedzającym klientom. – W zasadzie to oni wyciągnęli mnie z kanału – wspomina. 

Biznes budowlany rozkwitł. W czasach transformacji gospodarczej Edward woził płytki w żółtym Fiacie i potrafił dobić targu nawet na skrzyżowaniu. Z biznesu musiało jednak wypaść podupadające i mechanicznie, i blacharsko auto. Pocztą pantoflową trafił się kupiec z Lidzbarka Warmińskiego. Dał 500 zł.

Temat Fiata wrócił po latach za sprawą dorastającego syna Michała. Edward: – Widziałem tę jego fascynację autem, które oglądał na zdjęciach, więc pomyślałem sobie: no to działajmy.

Śledztwo w Lidzbarku miało naprowadzić ich na „yellow bahamę”. Bez skutku. Edward wysondował, że skończyła na złomie. Za to w 2006 roku syn Michał znalazł podobne auto w internecie, też rocznik ’72, tyle że czerwony. I z Rzeszowa. Bez oglądania przelali należne 4,5 tys. zł i wysłali lawetę. Ale po dwóch latach syn wypatrzył w Olsztynie na Kolonii Mazurskiej białego Fiata 125p z początku produkcji, rocznik ’68. Czerwonym zainteresowała się osiedlowa listonoszka, więc nie pozostało nic innego, jak przekonać starszego już pana na sprzedaż białego kruka. Trwało to miesiąc. Sprzedawca podkreślał: „czy pan wie ile ten pojazd jest wart?”. A Edward: „wiem, zapłacę panu tyle, ile kosztował jak był nowy, czyli równowartość 1350 dolarów”. Sprzedawcę zamurowało, więc po 13 latach postoju Fiat miał opuścić ciepły garaż. – A jak pan wyjedzie? – dociekał, patrząc na cztery „kapcie”. – „Jak to jak? Daj pan pompkę”. 

Dał, też historyczną. Edward do gaźnika zalał świeżego paliwa i… – Symbolicznie wypiliśmy ze sprzedawcą po pięćdziesiątce czystej wódki, więc trzecią pięćdziesiątkę wlaliśmy też do gaźnika, na zdrowie – dodaje.

I wyjechał, choć w drodze do domu na Likusy jedna opona pękła ze starości, a z reszty uciekło powietrze. Po miesiącu dopieszczania Fiat dostał drugie życie i Edward jeździł nim do pracy. Woził też płytki do prezentacji. – On przypomina mi moją młodość – kwituje.

Dzisiaj jest też hołdem dla jego tragicznie zmarłego syna Michała, za wszczepienie ojcu pasji do klasycznej motoryzacji. – Syn napędzał mi silnik, którego do dzisiaj nie mogę zgasić. Dlatego ten Fiat zostanie tu już na zawsze. Jak idę spać to czasem zejdę na dół do garażu i powiem mu „dobranoc”.

Tekst: Rafał Radzymiński, obraz: Michał Bartoszewicz, arch. Edwarda Klinka

Bling Factory

Wyjątkowe auta wymagają wyjątkowego traktowania. Sami pasjonujemy się wspaniałymi maszynami i wiemy, jaką przyjemność daje posiadanie samochodu, który codziennie wygląda jak gdyby przed chwilą opuścił salon. Stworzyliśmy profesjonalne studio kosmetyczne z miłości do piękna motoryzacji, zdając sobie sprawę, że niektóre samochody wymagają bezkompromisowych rozwiązań.

Bling Factory

Olsztyn, ul. Lubelska 43i

www.blingfactory.pl