Troska o najprawdziwsze jedzenie zaczyna się tu od mycia sztućców. Broń boże jakąś chemią!
 
Motto Restauracji z Zielonym Piecem brzmi: „mamy czas dla ludzi, którzy mają czas”.
Właścicielka Alicja Janeczek wie doskonale, że porządnego obiadu ani się nie robi w minutę, ani się go tyle nie je. Dlatego kiedy do Zielonego Pieca wpadali klienci, którzy nie znali jeszcze panujących tu zasad, a domagali się „czegoś na szybko”, pani Alicja najczęściej kierowała do KFC.
 
Restauracja wygląda jak wnętrze 100-letniego domu. Urządzały ją z przyjaciółką Wiesławą Czudowską z pobliskiego Gaju. Mozolnie zbierane antyki, zielony piec z kafli i wielkie drzwi od bogato zdobionej szafy, która stała u chłopa na wsi. Odrąbał jej róg, bo wadziła o drzwi. Szafy więc nie ma. Są teraz… wejściem do toalety. Restauracja ma tylko pięć stolików. W weekend lepiej zarezerwować miejsce, bo amatorzy jej kuchni potrafią jechać tu i grube dziesiątki kilometrów. Ciągnie ich tu filozofia kultury kulinarnej pani Alicji, którą pielęgnuje równie mocno jak przynależność do Sieci Dziedzictwa Kulinarnego.
 
Zawodowe życie poświęciła kuchni, w tym 18 lat u niemieckich restauratorów. Na Zachodzie przeraziła się tym, co nieuchronnie ciągnęło do przeobrażającej się gospodarczo Polski. – Widziałam pomidory, które na chemii pięknie rosły w dwa dni, chleb, który piekli z gotowej mieszanki, a nawet koloryzację porów – jeszcze dzisiaj wylicza to z przejęciem w głosie. Niemiecki piekarz ostrzegł ją: u was za kilka lat będzie to samo, dobrego chleba już nie zasmakujesz.
 
Wróciła do rodzinnej Łodzi, ale wizja życia blisko natury sprowadziła ją 18 lat temu pod Olsztynek. Tu, w centrum parku krajobrazowego, planowała założyć suszarnię ziół, która ściągnęłaby turystów poszukujących w kuchni natury. Pomysł nie wystartował. Wystartowała za to piekarnia hołdująca tradycji.
 
Ale powstanie restauracji kryje za sobą głębszy sens niż tylko biznes. Zresztą i ten biznes jest tutaj zastąpiony czymś, co wydaje się być skrzyżowaniem pasji i misji. Zaczęło się po osobistych problemach zdrowotnych, które udało się zażegnać właśnie podejściem do zdrowego odżywiania się. Bez chemii i konserwantów. – Po pokonaniu własnej choroby zdecydowałam się na restaurację, by dać ludziom możliwość spróbowania najprawdziwszego jedzenia, jakie tylko się w tych czasach da – mówi z wiarą.
 
Mozolnie wyszukuje produkty u ludzi, którzy myślą ekologicznie, jak ona sama. U pani Marysi zaopatruje się w część warzyw. Najlepsza dynia? Od pana Zenka. Niektóre zioła hoduje sama. Jajka? Tylko od zaprzyjaźnionych gospodarzy, którym daje swój najprawdziwszy chleb do karmienia kur. Większość produktów robi sama. Mąkę i ziarno na chleb ściąga aż z Łowicza.
 
Chemii definitywnie tu nie ma, odkąd trzy lata temu pani Alicja kupiła (ponoć kosztowały fortunę) zestawy ścierek w technologii nano silver, które czyszczą bez jakichkolwiek detergentów. Sztućce, talerze, stoły, a nawet podłogi z desek rozebranych ze starego domu, czyszczone są zwilżonymi super ściereczkami. A obrusy pierze w kasztanach.
 
Menu składa się prostych opisów dań. – My nie sprzedajemy w menu literatury – mówi o skromnych słowach opisujących jednak pokaźne porcje. Bazuje na świadomych klientach, którzy nie skąpią pieniędzy, bo doskonale wiedzą, że posiłku z takich produktów nie kupuje się w cenie ulicznej jadłodajni. Wiedzą też, że na dobry obiad trzeba poczekać.
 
Na przystawkę serwuje… sałatkę warzywną. Kartą nie można płacić, bo prowizję którą miałaby oddać bankom, woli sprezentować gościom w formie lampki wina, czy smakołyku. Oczywiście własnej roboty.
 
Zafascynowany Restaureacją z Zielonym Piecem Adam Gessler, z mety nakręcił o niej program. A potem umieścił w swoim kulinarnym atlasie kraju z najlepszymi restauracjami. Smacznego.
 
Tekst: Rafał Radzymiński
Obraz: Joanna Barchetto