TO MIAŁ BYĆ MIESIĄC BEZ SŁODYCZY… JAK TO SIĘ STAŁO, ŻE WYCHODZĘ Z TRZEMA GAŁKAMI LODÓW?! – ZASTANAWIAM SIĘ, IDĄC OLSZTYŃSKĄ STARÓWKĄ. MOŻE UZNAJMY, ŻE SŁODYCZ TEJ KRAINY ZROBIŁA MI DZIEŃ DZIECKA.

 

Jedno miejsce, trzy sceny. Jest 2006 rok. Marian Dziędziel i Paulina Holz podpisują umowę, dzięki której on zyska fortunę, a ona upragnioną karierę. W tle słychać dzwony olsztyńskiej katedry. Koniec ujęcia. Cofamy się o 120 lat. Otto Naujack jest już jednym z najznamienitszych przedsiębiorców dawnego Olsztyna. Spogląda na rynek i wchodzi do swojej kamienicy przy ówczesnej ulicy Krzywej. Cięcie.

130 lat później to wy idziecie pod adres ul. Hugona Kołłątaja 23. Interesy? Może przy okazji. Najpierw obstawcie, przy którym stoliku kawiarnianego ogródka 10 lat temu siedzieli aktorzy grający w filmie „Taxi A” albo jakim samochodem podjeżdżał pod te drzwi majętny XIX-wieczny biznesmen. A później podejdźcie do lady w Słodyczy tej Krainy, by z trudem zdecydować się na kilka rodzajów rzemieślniczo wykonanych lodów i jak dzieci cieszyć się ich smakiem.

madein_nr018_pion_003madein_nr018_pion_004

Może ktoś nawet sięgnie pamięcią kilkadziesiąt lat wstecz. Do roku 1974, czasu powstania tego miejsca, czyli pierwszej lodziarni na olsztyńskiej starówce, do dziś najstarszej, nieprzerwanie działającej rodzinnej cukierni oraz kawiarni w mieście. Co nie znaczy, że starej duchem.

– Wspominamy z nostalgią smaki z dzieciństwa. Niestety dzisiejsze mleko, śmietanka czy jajka to zupełnie inne produkty niż te sprzed 30 czy 40 lat. Również obecne urządzenia do wytwarzania lodów dają inny wyrób. Może kiedyś uruchomimy maszynę, przy pomocy której lody robił tato, sięgniemy po receptury z lat 70. i urządzimy konfrontację: stare vs. nowe? – zastanawiają się właściciele Słodyczy tej Krainy, Małgorzata i Andrzej Broniccy.

Niezmienne w Słodyczy pozostaje to, że ciasta, desery i oczywiście lody robione są na miejscu, przez pracowników cukierni. – Siedzimy teraz nad częścią pracowni – obrazują. – Chcemy mieć pewność, że to, co otrzymuje klient, jest w pełni dopracowane. I nawet jeśli będzie codziennie przychodzić do nas po ulubiony smak, to nigdy się nie zawiedzie.

Sami właściciele, z racji swojej pracy, często mają ochotę na coś słodkiego poza progami Słodyczy. – Lubimy próbować wszystkiego, co nowe. Jeśli coś nas zafascynuje, daje o sobie znać nasze „zboczenie zawodowe”: robimy sekcję ciastka – zdradzają ze śmiechem. Analizują wygląd, smak, składniki. Gdy coś ich zainspiruje, potrafią nawet pół roku pracować nad nową słodyczą: próbują sami, testują na rodzinie… – Nigdy na gościach Słodyczy – podkreślają. – Ale z bliskich jak dotąd wszyscy żyją w dobrym zdrowiu! – żartują.

Klienci również. Wielu już pokoleniowo zamawia u nich słynne torty. – Najpierw na wesele, później chrzciny, komunie, osiemnastki i kolejne wesele – wylicza pani Małgorzata.

madein_nr018_poziom_070

To zasługa ich rzemieślniczego podejścia do biznesu. Produkty nie mają w Słodyczy niebotycznie rozbudowanej listy składników. Baza lodów to świeże mleko, świeża śmietanka i cukier (w większości od dostawców z Warmii i Mazur) oraz własna praca – bazę właściciele robią osobiście. Co jakiś czas ją modyfikują, bo dążą do perfekcji. Czyli natura i lokalność. Hiperlokalność, bo przecież gotowe lody nie muszą przechodzić transportu, z pracowni trafiają wprost za przeszkloną ladę. – W dodatku trzy smaki lodów są produkowane na oczach klientów – wskazują Broniccy. – Goście mogą więc zjeść deser „prosto z maszyny” .

I tu pojawia się problem. Które wybrać? Prócz klasyki sezonowo jest jabłko, mirabelka, pomidor, arbuz czy dacquoise (z orzechami i daktylami). Czasem pojawiają się lody z piwa Guiness (na Świętego Patryka) albo z sera pleśniowego. W upały z białego wina, na 3 Maja – biało-czerwone. Można wyliczać długo, a problem zawsze pozostaje ten sam: ile gałek tym razem?

madein_nr018_poziom_068madein_nr018_poziom_075 madein_nr018_poziom_077

Tekst: Katarzyna Sosnowska-Rama

Obraz: Paulina Drozda