Wystarczy duży garnek, wiadro, worek słodu, chmielu i drożdże. Reszta to kwestia wyobraźni. A tej akurat nie brakuje olsztyńskim piwowarom domowym. Ich pasja zaczęła się bez zbytniego zadęcia: chcieli się napić niedrogiego, ale dobrego piwa.

W piwnicy domku na Dajtkach unosi się słodko-zbożowy zapach, a w wielkim kotle paruje brązowy zacier ze słodu. Za sześć tygodni będzie z tego Schwarzbier – ciemne piwo w stylu niemieckim, idealne na wiosennego grilla. Ale póki co – sześć godzin warzenia. Przy szklance domowego piwa czas leci szybciej. Bogdan, piwowar z kilkunastoletnim stażem, ma czym częstować. Przyjechałam autem, więc załapuję się jedynie na piwo Harcerskie o smaku cytrusów, ze znikomą ilością alkoholu. A gospodarz sięga po jedną z perełek sygnowanych swoim logo Browar Bociana. W bogatej spiżarce ma swojskie portery bałtyckie, koźlaki, niemieckie pilsy. Niektóre fermentują w butelkach po kilka lat, jak piwo belgijskie, które czekało dekadę na konsumpcję.

– W domu można zrobić wszystkie piwne style – zapewnia Bogdan Sadowski, z którym warzę jego 151 warkę. – Duże browary mają ograniczenia, my, domowi piwowarzy – żadnych. W Olsztynie mamy szczęście, że w kranach płynie dobra woda – najważniejszy składnik piwa.

Odkąd pamięta, lubił wyszukiwać na rynku nietuzinkowe piwne smaki. Aż 10 lat temu otworzył na Jarotach swój sklep z piwem rzemieślniczym. Rynek nie był jednak gotowy na niszową ofertą. Tzw. rewolucja piwna zaczęła się trzy lata później. Sklepik przegrał z supermarketami.

– Stwierdziłem wtedy, że nie będę zbawiał świata, ale zatroszczę się przynajmniej o swoje podniebienie – wspomina. – Miałem piwowara wśród znajomych, podszkoliłem się i wciągnęło mnie na dobre. Co dwa tygodnie w piwnicy rodziców, w 30-litrowym garnku warzę około 20 litrów piwa dla siebie i rodziny. Wychodzi średnio 1,5–2 zł za butelkę. Największy koszt tego hobby to własny czas.

Piwowarstwo to przygoda ze smakiem. Daje dużo większe pole do popisu niż wino. Klasyczne receptury służą często nauce warsztatu, ale z każdym warzeniem apetyt na własne eksperymenty rośnie. Proporcje składników trafiają za każdym razem do dziennika piwowara, obowiązkowego w każdym „warsztacie”. A kiedy efekt okazuje się satysfakcjonujący, twórcy dzielą się swoimi odkryciami w blogach, forach czy w branżowej prasie.

– Warzenie piwa łączy się z pasją kulinarną, robienie „zupy z ziarna” nie różni się zbytnio od gotowania rosołu – przyznaje Paweł Morawski, ksywa Czarny (od zamiłowania do ciemnych piw), piwowar z 10-letnim stażem. – Jeśli ktoś lubi stać przy garach, doprawiać, modyfikować smaki, odnajdzie się w tej niszy.

Cała zabawa w piwowarstwo polega na degustacji i porównywaniu piw tego samego gatunku. Bo każda warka, choć wykonana według jednego przepisu, jest inna. Główna rola w robieniu piwa przypada drożdżom, które są nieprzewidywalne.

– Jestem promotorem swojego jednoprocentowego piwa Harcerskiego – mówi Bogdan. – Recepturę zapożyczyłem i przetworzyłem po swojemu. Poszła dalej w świat, bo każdemu przydaje się zapas niskoalkoholowego trunku dla orzeźwienia. Nawet olsztyński Browar Kormoran wypuścił własną interpretację lekkiego piwa pod nazwą „1 na 100”. 

Większość piwowarów warzy wyłącznie na swoje potrzeby, inni – z myślą o udziale w konkursach. Jednym z najbardziej utytułowanych olsztyniaków jest Irek Misiak i jego Browar Warmiński Misiek. Rozpoczął przygodę z piwowarstwem domowym sześć lat temu i odkrył w sobie talent.

– Kolega z pracy przyniósł mi do spróbowania swoje piwo – wspomina. – Zajarałem się, kupiłem 50-litrowy garnek. Skończyło się spalonym blatem w kuchni, a dwa pierwsze piwa trafiły do zlewu. Poczytałem trochę teorii i trzecie dało się już wypić. Najbardziej lubię warzyć piwa w których może zaszaleć, typu: zamieszać 80 proc. słodu żytniego i stworzyć konsystencję kisielu.

Irek zajmuje IV miejsce w Polsce w rankingu Pucharu Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych. Jego piwo Vladimir w lutym rozbiło bank nagród w prestiżowym międzynarodowym konkursie Biela Vrana 2019 na Słowacji. W nagrodę uwarzy je w browarze w Koszycach. A w czerwcu, wraz z technologiem Browaru Kormoran, bierze się za Rosanke, które zwyciężyło ubiegłoroczny Warmiński Konkurs Piw Domowych.

Warmińsko-Mazurski Odział Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych zrzesza 30 członków. Motywują się nawzajem, wymieniają doświadczeniem i podejmują wspólne wyzwania typu: warzenie piwa z marchewką albo burakiem. – Piwo dopuszcza ogromną inwencję twórczą – przyznaje Czarny. – Jeśli nie chcemy trzymać się konkretnego stylu, np. pils, w kwestii dodatków jesteśmy ograniczeni tylko wyobraźnią.

– Piwo może pachnieć herbatnikami, tytoniem, kawą z mlekiem, a robione na wędzonych słodach – wędzoną szynką lub nawet spalonym kablem – dodaje Bogdan. – Kolega użył na przykład schłodzonego wywaru z wędzonego boczku, aby osiągnąć ulubiony smak bekonowy.

Raz w miesiącu w Browarze Warmia odbywają się Warmińskie Bitwy Piwne w konkretnych stylach. Paulina Drożyner, początkująca olsztyńska piwowarka, w lutym wystartowała ze swoją trzecią warką – styl American Stout.

– Przez kilka lat przyglądałam się pasji męża piwowara, a sama piłam drinki – przyznaje Paulina. – Potem odkryłam dla siebie piwo pszeniczne. Kiedy w zeszłym roku przygotowywał Rosanke na konkurs, podsunęłam mu parę sugestii. „Skoro jesteś taka mądra, zrób sama” – usłyszałam. Zrobiłam. Moje debiutanckie Rosanke zajęło piąte miejsce w konkursie piw domowych. Warzenie wymaga superhigieny w kuchni i domu, ale dzięki temu, że dzielę hobby z mężem, nie zostaję z porządkami sama.

Kobiety, choć w zdecydowanej mniejszości, też należą do grona polskich piwowarów. I często zasiadają w jury branżowych konkursów.

– Osobiście znam tylko jedną piwowarkę z regionu, która też zaraziła się bakcylem od męża. Myślę, że ta tendencja będzie wzrastać, bo my kobiety mamy przecież dobry węch i wyczucie smaku – przyznaje Paulina. – A o przeniesienie ciężkiego gara z zacierem zawsze można poprosić faceta.

Wielu początkujących piwowarów zaczyna od gotowych ekstraktów, ambitniejsi sięgają po startery do samodzielnego zacierania słodów. Podstawowy zestaw z wybranym dla konkretnego gatunku szczepem drożdży, można kupić w specjalistycznych sklepach już za około 50 zł. Największy wydatek to duży garnek. Ale taki, który zmieści się w kuchni kawalerki.

– Zaleta bycia singlem-piwowarem: nikt nie psioczy, kiedy warzę w kuchni, albo spod łóżka w sypialni wystaje worek ze słodem – przyznaje Czarny.

W regionalnym oddziale PSPD nazywają go Bobem Budowniczym. Sam konstruuje sprzęty do domowej produkcji piwa, jak sterowniki kontrolujące temperaturę brzeczki, mieszadło napędzane silnikiem od wycieraczek marki BMW czy sławna wśród kolegów komora fermentacyjna.

– Piwo nauczyło mnie cierpliwości. Na spróbowanie ciemnego stouta imperialnego czekałem rok, ale było warto. Zdarzają się też wpadki, które trzeba przeboleć: wybuch butelek w drodze do piwnicy czy drożdże wychodzące na spacer z fermentora – rzuca przykładem.

– Kiedyś chorowałem na „czarodziejski” garnek do warzenia, który sporo kosztuje, ale wyręcza piwowara w mieszaniu – przyznaje Bogdan. – Ale po namyśle przyszło pytanie: jaka wtedy będzie moja rola? Warząc piwo mam okazję pobyć sam ze sobą, przemyśleć różne sprawy, wyciszyć się. Przecież żaden wynalazek mnie w tym nie zastąpi.

Tekst: Beata Waś
Obraz: Michał Bartoszewicz, © Tim UR, © Africa Studio / Shutterstock.com