SŁOWO PLUS OBRAZ, WYOBRAŹNIA PLUS FAKTY. TO POŁĄCZENIE NAJPIERW POJAWIAŁO SIĘ W ICH SZKOLNYCH ZESZYTACH, ABY PO LATACH DOJRZEĆ I TRAFIĆ NA RYNEK CZYTELNICZY. SKĄD CZERPIĄ INSPIRACJE DO SWOICH HISTORII REGIONALNI TWÓRCY KOMIKSÓW?

PORACHUNKI LEŚNYCH STWORÓW

image description

image description

KAROL KALINOWSKI

Czytać i pisać nauczył się z komiksów. Przerysowywał drukowane literki ze znalezionej w domowej biblioteczce serii wydawnictw o Domanie, opartej na staropolskich legendach i podaniach. Poznawał historie wawelskiego smoka, Popiela i królewny Wandy. Do dzisiaj szybciej pisze drukowanymi literami, które nie raz przysparzały mu problemów w szkole. Podobnie jak rysunki z „chmurkami”, które pojawiały się w zeszytach. W Bractwie Jaćwieskim w Suwałkach, gdzie z kumplami trafił w czasach liceum, terenowe zabawy z mieczami przeplatano opowieściami o pradawnych mieszkańcach tych ziem. I choć zamiast wymarzonej historii skończył projektowanie graficzne na UWM w Olsztynie, skłonności do grzebania w polskich dziejach nie poszły na marne.

– W pierwszych komiksach, jak „Liga Obrońców Planety Ziemia”, brałem na warsztat tematykę science-fiction, fantasy – tłumaczy Karol. – Im byłem starszy, tym bardziej inspirowała mnie historia, którą miałem pod nosem, w której wyrosłem i miałem możliwość odkrywać na żywo. Mitologia ziem polskich, litewskich czy bałtyjska, choć różni się szczegółami, ma jeden wspólny rdzeń – silny związek człowieka z naturą i rozbudowany świat nadprzyrodzony.

Taki jak w obsypanym nagrodami komiksie „Łauma” z 2009 roku, który doczekał się już trzeciego dodruku. Opowieść o Dorotce, która odkrywa, że jej zmarła babcia była wiedźmą i zostaje wplątana w porachunki leśnych stworów, zainspirowała warszawski Teatr Studio. Po spektaklu, który przez dwa lata utrzymywał się na afiszu, powstaje też koprodukcja filmowa. Komiks bazujący na wierzeniach Jaćwingów trafił nawet na listę lektur w Szkole Kanadyjskiej w Warszawie. – Przed stworzeniem „Łaumy” kilka razy przeczytałem książkę „Jaćwięgi są wśród nas” Wojciecha Giełżyńskiego – przyznaje. – Mam swoich ulubionych bohaterów tej opowieści, jak duet skrzata Awatara z bezimiennym rogatym bogiem. Powstała z nich para przepełniona humorem niczym Flip i Flap. Legendy, oprócz dawki dydaktyzmu, mają w sobie dużo groteski, myślę, że na trzeźwo nie dałoby się ich wymyśleć. Może przodkowie wspomagali się halucynogennym sporyszem – grzybem pasożytującym na zbożach?

Do napisania „Kościska” zainspirował go „Bestiariusz Słowiański” z którego korzystali też twórcy „Wiedźmina”. Stworzył w nim dziecięcych bohaterów, urocze miejsca położone z dala od cywilizacji, stwory i duchy ze słowiańskiej mitologii. W komiksie przemycił też autobiograficzne wątki – jeden z bohaterów, tak jak on, jest bibliotekarzem. W bibliotece multimedialnej w Olsztynie Karol prowadzi na co dzień zajęcia z dziećmi. Uczy ich rysować komiksy i sięgać do własnej wyobraźni i talentu.

– Czasem słyszę, że moje komiksy są zbyt brutalne dla dzieci, dużo w nich złych stworów, walki – przyznaje. – Myślę, że nie więcej niż we współczesnych grach i kreskówkach. Ale nie ma co walczyć z technologią, tylko czasem dać dzieciom kartkę, ołówek i rzucić hasło. Żadna gra nie da takiej satysfakcji, jak walka z papierem i wyobraźnią.

Sam daje upust swojej w legendarnym piśmie „Świerszczyk” dla dzieci, gdzie tworzy komiksy, gry i ilustracje, współpracuje też z czasopismami dla dorosłych ilustrując m.in. artykuły historyczne. A muzeum w Gnieźnie chce powierzyć mu stworzenie serii komiksów o pradziejach Polski. – Warmia i Mazury są białą plamą na komiksowej mapie Polski – twierdzi Karol. – A przecież inspiracji przyrodniczych i historycznych mnóstwo tu na każdym kroku. Kiedy wymyśliłem sobie, że będę rysownikiem, myślałem że będzie to typowo stacjonarna praca. Nikt mnie nie uprzedził, jak wiele czasu spędzę w pociągach i autobusach, zmierzając na spotkania autorskie, konwenty itp. A ja zdecydowanie wolę podróże w czasie, niż w przestrzeni.

SPACER Z KAPITANEM ŻBIKIEM

MadeIn_Nr021_web_142

KRZYSZTOF TANAJEWSKI

Nowoczesne, napędzane prądem elektrycznym tramwaje pojawiły się w Olsztynie w 1907 roku. Alojzy Śliwa w książce „Spacerki po Olsztynie” pisze, że jak każda nowość, budziły podziw, nieufność, a czasami lęk. Jego opowieści o życiu miasta w ubiegłym wieku wyjątkowo działają na wyobraźnię Krzysztofa. Sztuka, motoryzacja, lotnictwo to dziedziny, w których czuje się najlepiej. Kiedy je połączył i uzupełnił tekstami z tej kultowej lektury, powstał cykl rysunków i komiksów dedykowany rodzinnemu miastu.

– Jedno z moich najodleglejszych wspomnień z dzieciństwa: wchodzę z mamą po wysokich stopniach do wielkiej maszyny napędzanej elektrycznością, jest upał, jedziemy przez centrum na plażę w Kortowie – wspomina. – To było ostatnie lato, kiedy kursowały olsztyńskie trolejbusy. Odtworzyłem te wspomnienia w cyklu ”Opowieści z Warmii”, pełnym taksówek, tramwajów, samolotów, zabytków i innych perełek związanych z regionem. Nowych rozdziałów wciąż przybywa.

Na co dzień zajmuje się projektowaniem graficznym, maluje, tworzy modele z kartonu, po godzinach grzebie przy starych autach. Jest współtwórcą ruchu „Piękne Klasyki na Warmii” skupiającego właścicieli i miłośników klasycznej motoryzacji. I mimo że kocha najbardziej francuskie „gabloty”, w jego twórczości nie brakuje polskich zabytków. Jak sportowy prototyp Syreny z fabryki FSO, którym w jego komiksie śmiga po Olsztynie Kapitan Żbik. Przygody dzielnego milicjanta, który fascynował go w dzieciństwie, wziął na warsztat kilka dekad później.

– Zaczęło się od rysunkowego żartu, a potem moja wyobraźnia zagalopowała się – twierdzi rysownik. – Żbik zaczął ścigać przestępców pod olsztyńskim zamkiem, w Barczewie, w Parku nad Łyną. Oczywiście tak jak w wielu moich rysunkach i obrazach, dałem upust fascynacji historią polskiej motoryzacji. Ulice pełne są Syrenek, Warszaw, Fiatów 126 p. Może Olsztyn to nie „Sin City” z mojego ulubionego komiksu Franka Millera, ale lokalna historia też pełna jest zwrotów akcji, która tworzy w głowie gotowe obrazy.

Doświadczenia żeglarskie znalazły ujście w komiksach nawiązujących do lektury Zbigniewa Nienackiego. Historię „Pan Samochodzik i Kapitan Nemo” o skarbach Hitlerowców, które zaginęły na Pojezierzu Iławskim, artysta uzupełnił o własne wątki.

– Bazując na starych zdjęciach i pocztówkach, odtworzyłem prom pływający po Jezioraku – wyjaśnia. – Jest to jeden z wątków książkowych o niemieckiej ciężarówce, która jechała po zamarzniętej tafli i zatonęła. W swoich scenariuszach i rysunkach wykorzystuję często miejsca i zdarzenia, które zostały udokumentowane, ale mają w sobie pewne nieodkryte tajemnice.

Osobny cykl prac poświęcił sterowcom z Dywit. O ich fascynujących zagadkach usłyszał podczas prelekcji w olsztyńskim Muzeum Nowoczesności. Największy sterowiec świata Hindenburg, który spłonął podczas cumowania w Stanach Zjednoczonych czy Graf Zeppelin, zgodnie z prawdą historyczną, pojawiają się w jego rysunkach na warmińskim niebie.

– Na dole tramwaje, na górze sterowce. Rysunki czekają jeszcze na teksty. W moich komiksach krzyżują się nie tylko fascynacje, ale i geny – wujek był lotnikiem, dziadek jednym z pierwszych powojennych taksówkarzy w Olsztynie – tłumaczy Krzysztof. – Komiksy to ciekawa forma odkrywania lokalnej historii, a że żyjemy w kulturze obrazkowej, wraca do łask. Mojemu pokoleniu pozwala wrócić do beztroskiej krainy dzieciństwa i lektur, często czytanych pod kołdrą przy latarce. Dzisiaj zastępują je świecące ekrany tabletów i smartfonów.

GWARA SUPERBOHATERÓW

MadeIn_Nr021_web_183

JAROSŁAW GACH

Jego dziecięcym idolem był Thorgal, chłopiec z gwiazd znaleziony przez Wikingów. Bohater komiksowej sagi Grzegorza Rosińskiego, polskiego rysownika mieszkającego w Szwajcarii, odcisnął piętno na jego talencie. W zeszytach do znienawidzonej matematyki, ramki z rysunkami przygodowymi sąsiadowały z równaniami. Starsza siostra dopilnowała, aby złożył podanie do olsztyńskiego liceum plastycznego. Do komiksów wrócił na poważnie dopiero po skończeniu szkoły. Zamieszkał na wsi, urodziła mu się córka i trafił do działu graficznego Gazety Olsztyńskiej. Któryś z redaktorów, widząc co tworzy od niechcenia w wolnych chwilach, zaproponował mu wykonanie ilustracji artykułu. I tak odkryto dla świata jego rysowniczy talent. – W liceum komiks nie znalazł uznania, w ogóle w Polsce do niedawna nie zaliczano go do dziedzin sztuki – przyznaje.

Zaraz po liceum został laureatem międzynarodowego konwentu komiksowego w Łodzi, dzięki erotycznemu żarcikowi pt. „Ślimak”. Przez lata rysował jednak do szuflady opowieści inspirowane m.in. indiańską trylogią Alfreda Szklarskiego.

W 1995 roku na Zlocie Przyjaciół Indian w Prostynii poznał nieżyjącego już Stanisława Supłatowicza – Sat-Okha. Autora książek dla młodzieży, które pochłaniał w dzieciństwie. Zadał mu nurtujące od dawna pytanie: jak Indianie, nie mając sprzętu, robili otwory w długich cybuchach fajek? Sat-Okh odpowiedział, że robiło się mały otwór na jednym końcu cybucha i umieszczało tam kornika. Potem zawieszało nad ogniskiem kornikiem do dołu i robota szła migiem. Z tej znajomości narodził się komiks „Biały Orzeł” i kilka książek Sat-Okha z jego ilustracjami. – Tego typu historie były pożywką dla mojej wyobraźni – przyznaje. – Pochłaniałem atlasy, encyklopedie, reportaże podróżnicze i dzieła antropologiczne. Nasiąkałem mistyką z różnych stron świata, aż historia zatoczyła koło i odkryłem prastare podania z terenów Warmii i Mazur.

Cykl „Legend Warmińskich” – pierwszych w Polsce komiksów w gwarze warmińskiej, stworzył wraz z historykiem Marcinem Wakarem. On wyszukiwał opowiadania, Jarek „uruchamiał” obrazy. „Jak chłop łabędzia za żonę wziął”, „O królu i chłopcu w czepku urodzonym” i „Jak powstała wyspa Lalka na jeziorze Łańskim” – nakłady komiksowych zeszytów migiem rozeszły się wśród czytelników i bibliotek. – Od dawna marzy nam się zbiorczy album tych wydawnictw urozmaicony o kolejną legendę – tłumaczy rysownik. – To historie czasem sięgające korzeniami głębiej niż mity greckie – uzdrawiające, działające podprogowo opowieści. Pokazują proste ponadczasowe zasady życia w społeczności, szacunek dla Ziemi. Późniejsze baśnie, oparte jedynie na wyobraźni ich autorów, pomimo swego piękna skażone są już często smutkiem ludzkiego losu w oderwaniu od natury i swych korzeni.

W swojej wiejskiej pracowni ma ilustracje i zdjęcia regionalnej architektury z różnych okresów historycznych, dawnego wyglądu mieszkańców. Przydały się np. przy tworzeniu ilustracji do wydawnictwa „Prusowie i Krzyżacy w mrokach dziejów”. Dzięki Marcinowi Wakarowi odkrył historię Herkusa Monte, XIII-wiecznego wodza pruskiego plemienia Natangów. Odebrany rodzicom przez Krzyżaków i wywieziony na nauki na zachód. Po powrocie, zobaczywszy jak wygląda los jego ludu pod panowaniem krzyżackim, zbuntował się i stanął na czele powstania pruskiego, zwyciężając z Zakonem np. w bitwie pod Lubawą.

Genialna, mało znana historia, zasługująca na film, a już na pewno komiks – twierdzi rysownik. – Zachwycamy się amerykańskimi superbohaterami, a mamy na Warmii i Mazurach zatrzęsienie inspirujących, w dodatku prawdziwych życiorysów. Niezłomne charaktery, przyzwoitość, szacunek dla innych – jest w nich duża dawka zdrowego, inspirującego dydaktyzmu. W pracy w zasadzie żadna tematyka nie jest mi straszna, nie podejmuję się jedynie tematów bezrefleksyjnie ukazujących okrucieństwo, wyzysk, nierówności. W niewidoczny sposób zatruwających młode umysły. To wbrew temu, czego uczą nas opowieści naszych przodków.

Tekst: Beata Waś

Oraz: archiwum bohaterów