Trafił do mnie przekazywany w naszej rodzinie, ręcznie spisany notatnik kulinarny. Te zapiski pozwalają mi zajrzeć do kuchni mojej ciotki i poczuć aromat pieczonych ciast i skosztować potraw, które podawała rodzinie i przyjaciołom.
 
Moje kulinarne inspiracje to przede wszystkim dom mojego dzieciństwa. To smaki, które pomimo licznych podróży i długiego pobytu poza granicami kraju, nigdy nie zostały zapomniane. To moja ukochana ciocia Irenka, która była pasjonatką kuchni polskiej. I ta jej pasja zaraziła i mnie. Te cudowne niedziele, które spędzaliśmy z rodzicami u mojej ciotki. W drodze do niej odwiedzaliśmy małą cukiernię, kupując tam fantastyczne pączki lub napoleonki zapakowane w kartonik i przewiązane papierowym sznureczkiem. To było dopełnienie naszej uczty.
 
Już wtedy moim marzeniem było gromadzenie przy stole moich gości i celebrowanie prostego, a jednocześnie uroczystego posiłku. Wtedy też usłyszałam, że jest to bardzo proste – jeśli chcesz być dobrym restauratorem, dawaj ludziom to, co chciałabyś sama dostać i czego byś oczekiwała w restauracji.
 
Ręcznie spisany notatnik kulinarny przekazywany był w naszej rodzinie, aż trafił do mnie. To nie tylko kulinaria. To także zapiski mówiące o żywności, sposobach jej przyrządzania. Co najważniejsze, zapiski pozwalają mi zajrzeć do kuchni mojej ciotki i poczuć aromat pieczonych ciast, skosztować potraw, które podawała rodzinie.
 
Dziedzictwo kulinarne jest bardzo ważną tradycją kulturową, wzmocnioną przez naszą nieustającą potrzebę odżywiania się.
Notatnik był uzupełniany na zasadzie wymiany przepisów wśród członków rodziny. Okres sporządzania tych notatek to czas, kiedy nie sprzedawano gotowych dań i siłą rzeczy ludzie musieli samodzielnie przyrządzać całą żywność, począwszy od pieczenia chleba, marynat, a skończywszy na potrawkach i winach. W takiej sytuacji gromadzenie wypróbowanych przepisów było koniecznością.
 
Niestety wiele z nich jest dzisiaj trudnych do realizacji ze względu na zmieniającą się dostępność składników i ich jakość. Przykładem może być cudownie słodka cielęcina, której słodycz była wielkim atutem. Dzisiaj, ze względu na sposób karmienia cieląt, ich okres dorastania, smak bardzo się zmienił. Pamiętam wyrafinowane przyjęcie, na którym zaserwowano koktajl z ostryg, bulion z żółwia, grzyby pod glazurą, grzanki z gołąbkami na ostro, sałatkę ogórkowo-pomidorową z serowymi kuleczkami i lody. Muszę wyznać coś strasznego: naprawdę smakowały mi tylko lody. Pozostałe potrawy wyglądały atrakcyjnie, lecz w gruncie rzeczy nie dałabym za nie złamanego grosza. Pomyślałam wtedy, że bardziej lubię moją kolację z kaczką faszerowaną kapustą i grzybami z dodatkiem lampki wina. Dołączając mój ulubiony deser: placek cytrynowy.
 
Powstał więc projekt małego mieszkania z nieodłącznym kaflowym piecem, który nam wszystkim kojarzy się z atmosferą dostatniego domu. Każdy detal wystroju to długa i burzliwa polemika z moją przyjaciółką Wiesią Czudowską. No i wreszcie motto kucharza: „nie karmimy literaturą”.
 
Wprowadziliśmy sezonowe karty dań. W zależności od pory roku, królują w nich grzyby, jagody, botwina, szpinak, dynia, gęsi, kaczki, no i ryby z mazurskich jezior. I znowu notatnik cioci jest kopalnią cudownych smaków.
 
Istniały czasy, choć dla młodych dzisiaj wydaje się to nieprawdopodobne, bez frytek popijanych colą, jak również bez zbędnego pośpiechu. Nostalgia za tymi czasami skłoniła nas do otwarcia „Restauracji z Zielonym Piecem”. Nasze menu nie jest imponujące, podobnie jak ceny. Kilka domowych zup, różne rodzaje pierogów, zawsze desery i kawa. Ciepłą wiosną otwieramy ogródek, a jesienią rozpalamy ogień w piecu i podajemy zupę z dyni.
 

Alicja Janeczek prowadzi w Olsztynku
„Restaurację z Zielonym Piecem”
i cukiernię „Konfitura”

 
Obraz: Joanna Barchetto
Make up: Brygida Dremo