Domek jak w bajce: białe ściany, niebieskie okiennice i rustykalne, przytulne wnętrza. Taki był pomysł na otoczone lasami i jeziorami Siedlisko Likusy: powrót do sielskiej krainy przypominającej tło dziecięcych opowieści. I reset od miejskiej bieganiny.

Plan był taki: zainwestować pieniądze w działkę nad jeziorem. Ale w drodze na spotkanie ze sprzedawcą Adrian zgubił się w lesie i przypadkiem trafił do wsi Likusy w gminie Nidzica. Prosto pod przedwojenny dom z przyczepionym banerem „na sprzedaż”. – Oczyma wyobraźni zobaczyłem co można tu stworzyć. Zadzwoniłem do żony i powiedziałem, że nie kupujemy żadnej ziemi, tylko dom – wspomina Adrian Moćko, właściciel firmy producenckiej z Warszawy.

Adrian i Emilia, choć zawodowo związani ze stolicą, coraz więcej czasu zaczęli spędzać w Likusach. Poznawali okoliczne lasy i jeziora – wśród nich torfowe, unikatowe pod względem przyrodniczym jezioro Karzełek. Zgłębiali historie okolicznych gospodarstw i ich mieszkańców. A po roku dokupili pobliskie zrujnowane gospodarstwo malowniczo położone pod lasem na obrzeżach wsi.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

– Potencjał Warmii, którym się zachłysnęliśmy zainspirował nas do tworzenia kolejnego klimatycznego miejsca – tłumaczy właściciel. – Gromadziliśmy stare meble i antyczne sprzęty, zwoziliśmy wiekowe belki z rozbiórek domów. Siedlisko miało być miejscem przyjacielskich i rodzinnych spotkań, uroczystości. Odpoczynku wśród natury, resetu od miejskiego zgiełku.

Dom z czerwonej cegły po remoncie zyskał białą elewację, niebieskie okiennice i tarasy ze starego drewna. W jasnych, dizajnerskich wnętrzach może gościć dziewięć osób (plus cztery dostawki), a dodatkowa sypialnia znajduje się nad sauną, która powstała w osobnym drewnianym budynku. Stodoła to przestrzeń biesiadna, idealna na imprezy w ciepłe miesiące. Obok niej drewniany podest do tańców i koncertów pod chmurką. Na podwórzu, wśród drzew owocowych, miejsce na ognisko i lampki dodające klimatu po zmroku. Właściciele przetestowali nową aranżację siedliska, organizując tu własne plenerowe wesele.

– Sprowadziliśmy urzędnika do stodoły, zaprosiliśmy 120 gości – wspomina Adrian. – Zrobiliśmy dekoracje ze snopków siana, rozwiesiliśmy lampiony. Nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszej miejscówki – swojsko, bez zadęcia, wtopieni w naturę.

Fama o siedlisku rozchodziła się drogą pantoflową wśród znajomych. Zabrali tu rodziny, organizowali wieczory panieńskie, spotkania integracyjne. A kiedy siedlisko odkrył Slowhop – portal rezerwacyjny z nietuzinkowymi miejscami, grafik na wakacyjny sezon wypełnił się jeszcze zimą.

– Takie miejsca nie przyciągają raczej ludzi, których kręcą luksusowe resorty – przyznaje właściciel. – Otoczenie lasów, kwadrans spacerem do jeziora, śpiew ptaków, spotkania z dzikimi zwierzętami, lokalne wiejskie produkty – taki „dziki” zestaw mamy do zaoferowania. A jeśli już mamy wynająć siedlisko na wesele, chcemy poznać bliżej naszych gości, sprawdzić czy jest między nami „chemia”. Przebywając w lesie czujemy się gośćmi jego mieszkańców. I chcemy, aby trafiali tu ludzie, którzy tak jak my, potrafią to uszanować, docenić i zachwycić się.

Tekst: Beata Waś
Obraz: Michał Bartoszewicz, Tomasz Kempa

Niezwykłych miejsc Warmii i Mazur szukamy z pokładu Skody. Tym razem towarzyszyła nam dzielna na szutrowych duktach 190-konna Skoda Octavia Scout TSI z napędem 4×4 (test auta na www.madeinwm.pl).