Hirpol to dzisiaj wiodąca w regionie firma prowadząca szkolenia z obsługi maszyn przemysłowych. 10 lat temu od podstaw zbudował ją Radosław Hir. Komu zawdzięcza sukces, z kim dzisiaj się nim dzieli i dlaczego kursanci wręczają mu części od Syrenek?

MADE IN: Podobno słuchacze na zakończenie kursów często przynoszą ci w podziękowaniu części do Syren?

Radosław Hir: Tak. (śmiech) Aby opłacić studia poza Olsztynem musiałem sprzedawać kolejno Syreny, które odrestaurowałem w czasie szkoły średniej. Od małego uwielbiałem samochody i maszyny. W szczególności te stare, którym można przywrócić dawną świetność. Dziś wykształcenie procentuje z nadwyżką, dzięki czemu po latach odnajduję moje Syreny i odkupuję je. Mam już cztery. Są w kiepskim stanie. Podczas kursów, gdzieś w przerwie, ludzie dowiadują się o mojej pasji i bardzo często zdarza się, że na zakończenie kursu dostaję w prezencie jakiś tłok, pompę hamulcową czy przednią szybę. To niezwykle miłe, że ludziom chce się robić coś takiego. Poza prowadzeniem firmy dużo czasu poświęcam rodzinie, ale chcę znaleźć chwilę, by zająć się renowacją tych samochodów.

To jak teraz będzie z tym czasem, skoro na 10-lecie firmy Hirpol otworzyliście nowy oddział w Gdańsku?

Szybko zrozumiałem, że ta branża to nieustanny rozwój. Na studiach z mechaniki i budowy maszyn na Politechnice Gdańskiej, zrobiłem kurs na wózki podnośnikowe (pot. wózki widłowe – red.). Mój wykładowca namówił mnie do zdobycia uprawnień instruktorskich. Zaczęliśmy szkolić wspólnie. Bardzo mi wtedy pomógł. Niedługo później ukończyłem studia podyplomowe z BHP oraz studia drugiego stopnia z zarządzania. Z każdym rokiem rozwijałem swoje kompetencje, zdobywałem nowe uprawnienia i pozwolenia, by poszerzać ofertę szkoleń. To był trudny okres, bo jednocześnie pracowałem na etacie w biurze konstrukcyjnym, projektowałem opony. Więc kursy prowadziłem popołudniami. Gdy już ciężko było pogodzić obydwa zajęcia, bo zainteresowanie kursami było ogromne, zdecydowaliśmy z żoną, że całą energię poświęcimy firmie.

Postawiliśmy wszystko na jedną kartę, bo trzeba było zainwestować w maszyny. Później udało się pozyskać środki unijne, więc rozwój firmy jeszcze przyspieszył. Na swojej drodze spotkałem też kilku przedsiębiorców, którzy mi zaufali i powierzyli szkolenia swoich ogromnych zespołów. Dziś mamy już grupę doskonałych instruktorów, którzy prowadzą jednocześnie kilka kursów i naturalną drogą rozwoju było wyjście poza region, w którym mamy już ugruntowaną pozycję. Gdańsk jest pierwszy. Ale chcę w najbliższych latach otworzyć oddziały w Warszawie, Poznaniu i Krakowie.

W tym czasie powiększyła ci się rodzina. Jak znajdujesz na to wszystko czas?

Mamy dwójkę cudownych dzieci. I co ciekawe, tak gospodaruję czasem, że przynajmniej dwa, trzy dni w tygodniu zajmuję się dziećmi. To dni kiedy naprawdę odpoczywam. Atmosfera, którą tworzą wokół siebie dzieci, daje mi mnóstwo energii do pracy w pozostałe dni.

Czytając w internecie opinie kursantów, najczęściej wspominają właśnie dobrą atmosferę w czasie kursów.

Chciałem stworzyć firmę szkoleniową w jakiej sam chciałbym się kształcić. Gdzie na każdym etapie nauki czuć ogromne zaangażowanie, życzliwość i odpowiedzialność instruktorów. Bo dla wielu kursantów zdobycie uprawnień to przepustka do większych zarobków i lepszego życia. Pamiętamy o tym, dlatego budując biznes nie skupiamy się wyłącznie na wynikach finansowych, lecz na swojej misji. Dzięki temu, że szkolimy na własnych maszynach, które dodatkowo możemy wypożyczać, możemy ograniczyć ceny kursów, jednocześnie zachowując wysoką jakość usług. Chcemy, aby nasze kursy były dostępne dla wszystkich. Dlatego skuteczność nauczania od samego początku stała na pierwszym miejscu. Dziś możemy pochwalić się zdawalnością egzaminów UDT na poziomie 99 proc. Stale współpracujemy z niemal 200 firmami, szkoląc ich pracowników.

Szkolicie też strażaków?

Mój tata był pożarnikiem, dlatego mam ogromny sentyment do tej grupy zawodowej. Regularnie wspieramy olsztyńską straż pożarną i szkoły zawodowe. Stwarzamy uczniom szansę nabycia nowych kwalifikacji bez względu na ich status materialny. Jeżeli chodzi natomiast o straż pożarną, myślę, że jest to w naszym wspólnym interesie, by była jak najlepiej wyszkolona i działała jak najsprawniej.

Część uczestników tych kursów można było spotkać na organizowanej przez was imprezie motoryzacyjnej.

Tak, co prawda nie było Syren, ale pojawiły się Ferrari, Lamborghini i KTM. Przez kilka miesięcy na koniec każdego kursu losowaliśmy wśród uczestników vouchery na przejazdy tymi samochodami na torze lotniska Olsztyn-Dajtki. To było nasze podziękowanie za ich udział. Atmosfera była rewelacyjna.

Gdzie widzisz Hirpol za kolejne 10 lat?

Tak jak wspomniałem, chcemy otworzyć kolejne oddziały firmy, by olsztyńska marka Hirpol była rozpoznawalna w całej Polsce. Cały czas rozwijamy pakiet szkoleń i kursów. Rozbudowujemy też wypożyczalnię maszyn, które na co dzień służą do zajęć praktycznych na kursach. Z jednej strony chciałbym dalej prowadzić zajęcia, bo uwielbiam kontakt z kursantami, z drugiej – zorganizować firmę tak, by spędzać jeszcze więcej czasu z rodziną.

No i odrestaurowywać Syreny.

Marzy mi się to.

Rozmawiał: Michał Bartoszewicz
Obraz: Łukasz Wajszczyk, archiwum Hirpol

HIRPOL prowadzi szkolenia z obsługi wózków podnośnikowych, dźwigów towarowych, podestów ruchomych, suwnic, wciągarek, żurawi i dźwigów. Realizują kursy przygotowujące do państwowych egzaminów Urzędu Dozoru Technicznego. Dysponują rówież parkiem maszyn do wynajęcia, takich marek jak: Haulotte, Jungheinrich, Nissan oraz Still.