Jedziemy „wypasioną” Skodą Karoq zastanawiając się, co tu kierowca ma jeszcze do roboty za kierownicą.

Jesteśmy coraz bliżej sensu słowa „samochód”. Kuba Sienkiewicz śpiewał wraz z Elektrycznymi Gitarami „i co ja robię tu, co ty tutaj robisz”. Przypomnieliśmy sobie te słowa, kiedy Skoda Karoq w zasadzie jechała sama. Ale takie wyręczenie z myślenia, kiedy monotonia podróży usypia już koncentrację, jest dobrym aniołem stróżem.

Precyzyjnie działająca funkcja automatycznej zmiany świateł z mijania na drogowe i odwrotnie, całkowicie eliminuje zaangażowanie w tym temacie. Jeździliśmy już autami, które miały podobny system, ale skoro jadący z naprzeciwka dawali nam sygnały, że jednak są oślepiani zbyt późną reakcją systemu, to coś nie grało. W Skodzie Karoq system sprawuje się idealnie. I kosztuje to zaledwie 800 zł. 

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Jeszcze niej, bo 300 zł, wymaga dopłaty funkcja Travel Assist, czyli rozpoznawania znaków drogowych. Jeśli nie wiecie jakie jest np. ograniczenie prędkości na drodze, którą się poruszacie, wszystko wyświetlone jest na kokpicie. A przechodząc do samego kokpitu, tutaj mamy opcjonalny Virtual Cockpit, który wymaga dopłaty 1850 zł. Zamiast klasycznych zegarów – jeden wielki ekran, który można ustawić na pięć dowolnych wariantów, łącznie z nawigacją na całości.

Największa frajda z jazdy, nie tylko w trasie, to pakiet asystentów kierowcy premium, który skupia pięć ważnych systemów czuwających nad bezpieczeństwem w drodze (pakiet kosztuje 5800 zł). Najwięcej frajdy i zdziwienia nowicjuszom daje oczywiście adaptacyjny tempomat z funkcją wyhamowania auta do zera. Można przejechać ekspresową drogą i kilkaset kilometrów nie dotykając żadnego z pedałów. Nawet gdyby ktoś przed nami zatrzymał się, Skoda zrobi to samo. Sama. 

Z kolei w mieście funkcja Traffic Jam Assist w zasadzie potrafi całkowicie przejąć od kierowcy prowadzenie podczas przesuwania się na zakorkowanej drodze. A to już namiastka autonomicznej jazdy: nie dotykasz ani pedałów, ani kierownicy.

W trasie system Line Assist sam dba o to, byśmy nie zmienili nieuważnie pasa ruchu – utrzymuje auto w torze jazdy nawet kiedy nie trzymamy kierownicy w łuku drogi. Po dłuższej chwili daje oczywiście ostrzeżenia, by mimo wszystko chwycić za ster i nawet jeśli zlekceważysz prośbę, zaczyna piszczeć i gwałtownie przyhamowywać – to na wszelki wypadek gdybyście nie bawili się, tak jak my, ale faktycznie przysnęli za kierownicą.

A propos zaśnięcia. Czuwa nad tym Emergency Assist. Jego zadaniem jest monitorowanie zachowań kierowcy. Jeśli nie wykazuje on żadnej aktywności przez dłuższy czas (system analizuje też siły na kole kierownicy pochodzące z opierania na nim rąk), delikatnymi ruchami kierownicy i sygnałami dźwiękowymi system jakby chciał zapytać: halo, nie śpisz? Finałem faktycznego zaśnięcia jest samoczynne zatrzymanie auta i włączenie świateł awaryjnych.  

Zaskakująco praktycznym systemem jest Rear Traffic Alert. Otóż kiedy wycofujemy z zatoki parkingowej, a nie widzimy nadjeżdżających pojazdów z boku, to… najczęściej ryzykujemy i wyjeżdżamy choć z pół metra. Ów system ostrzega wówczas o niebezpieczeństwie (że coś jednak jedzie), a gdybyśmy zignorowali je, sam zahamuje auto. Dobre. A nawet bardzo dobre. Przekonaliśmy się o tym nie raz.

To tylko parę bajerów z półki „bezpieczeństwo”. Dodatków poprawiających funkcjonalność Koroqa i miłe podróżowanie, jest przynajmniej kilka ikon na centralnym wyświetlaczu. Każda ikona to ileś podzespołów i możliwości konfiguracji przeróżnych rzeczy. Czasem nawet zaskakujących, bo np. możecie zmienić sobie akustykę pracy silnika. W trybie sport pojawia się subtelny gang z… głośników pokładowych. Ale póki o tym nie wiecie, myślicie, że to tłumiki zaczynają groźniej warczeć.  

Testowy Karoq w wersji Sportline z dodatkowym wyposażeniem i finalną ceną 181 tys. zł robi wrażenie. Już na parkingu swoją wyrazistą czerwienią z czarnymi dodatkami i rasową stylizacją, nawet laikowi szybko uzmysławia, że to nie jest model z pierwszych pozycji w cenniku (czyli za dokładnie połowę kwoty – 90 200 zł). Warto dopłacać niemałe pieniądze za taką przyjemność z jazdy? Dla niektórych cena bezpieczeństwa nie ma granicy. A cena komfortu? Otóż Skoda jest w stanie zagwarantować komfort użytkowania na poziomie o wiele bardziej prestiżowych modeli, zachowując przy tym maksimum dyskrecji. A to dla niektórych sprawa bezcenna.

Tekst: Rafał Radzymiński, obraz: Michał Bartoszewicz

Na zdjęciach: Skoda Karoq Sportline 2,0 TSI 190 KM 4×4 DSG, cena od 136 650 zł