KIEDY CZTERY LATA TEMU SPRAWIŁA SOBIE MASZYNĘ DO SZYCIA, NIE UMIAŁA NAWET NAWLEC NITKI. DZIŚ JEDYNE OGRANICZENIE STANOWI CZAS. GDY NIE SZYJE – PROJEKTUJE, OZDABIA, ZBIERA RĘKODZIEŁO I ODBIERA TELEFONY TYPU: „TO JEST DUŻO PIĘKNIEJSZE NIŻ NA ZDJĘCIU!”. OTO USZYTA Z PASJI MANUFAKTURA MARTY.

 

Najbardziej lubi niestandardowe zlecenia – przemyślane prezenty i wymyślne firmowe gadżety. 200  kotów na nartach na służbowy wyjazd narciarski lub gęsi do przyozdobienia restauracji? Proszę bardzo. Uszyte kopie Fridy Kahlo, pary młodej albo kucyków ze szkółki jeździeckiej? Voilà! Oprawa pierwszej komunii – albumy, pamiątkowa lalka, prezenty dla gości i… kokardy dla psów? Nie ma problemu.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

A zaczęło się tak niewinnie. Zbliżały się jej 30. urodziny. – Koleżanki kupowały sobie nagie sesje zdjęciowe, wycieczki do Tajlandii, robiły tatuaże. Mnie nic z tego nie kręciło – wspomina Marta Zaręba-Wołodkowicz. – Wtedy pomyślałam o maszynie do szycia.

Nie bez kozery. W jej rodzinie szyła babcia i mama. Sama od zawsze miała potrzebę tworzenia. W dzieciństwie namiętnie przestawiała meble, suszki zbierała do kompozycji kwiatowych, piasek z Helu – na świecznik. A została ekonomistką. Wtedy przyszedł czas na decoupage i scrapbooking. Gdy zaczęła być całodobową mamą dwojga małych dzieci, po pewnym czasie poczuła, że musi wyjść do ludzi. Zamówiła więc maszynę w barwne motyle i siadła nad… instrukcją. Pierwszy „uszytek” był bardzo pragmatyczny – skróciła dzieciom piżamy.

Niewiele później, jedynie na bazie wyobraźni, prób, błędów i dobrych radach, zaczęły powstawać  koty, misie czy lalki Tildy. I zamieszkały w Manufakturze Marty. – To taka rodzinna manufaktura – mówi. – Mama wspomaga mnie swoim doświadczeniem, do wypychania maskotek najlepsze są chirurgiczne narzędzia babci, co z kolei uwielbia robić córka, a synek posprząta, gdy padam już po skończonej pracy – śmieje się.

Handmade jest hitem ostatnich lat, szyje więc dla wszystkich – dzieci, dorosłych, klientów indywidualnych i firm. Czy to, że podarowujemy znajomym ręcznie zrobionego miśka, oznacza, że społeczeństwo dziecinnieje? – Raczej, że czujemy się wolni i mamy dość chińszczyzny – odpowiada Marta. Sama jest fanką rękodzieła. Często kupuje od innych sprzedawców, zwłaszcza przedmioty wykonane podczas terapii zajęciowej. – Bo takie rzeczy mają wartość emocjonalną, są czasem trochę koślawe, ale przez to niepowtarzalne. Zupełnie inaczej, niż przedmioty markowe, z seryjnej produkcji.

To, co ją wyróżnia, to dbałość o detale i jakość. Nawiązujące do skandynawskiej estetyki piękne materiały i dodatki są również praktyczne, bo maskotki można prać w pralce. Co do detali – podczas rozmowy Marta odbiera telefon: – Tak, tak, one są ubrane, w koszule, spodnie i czapki – odpowiada komuś szybko. To jeszcze nic. Kiedyś zadzwoniła do niej klientka prowadząca wielką firmę kosmetyczną. Swojej mamie na 60. urodziny mogła dać wszystko, a wybrała właśnie lalkę z Manufaktury. Niezwykłą. Przysłała bowiem zdjęcie, na którym kilkuletnia wówczas solenizantka ubrana była w strój krakowianki. Jak dowiedziała się wnuczka starszej pani, ten moment był jej najpiękniejszym wspomnieniem z dzieciństwa. Marta z precyzją fałszerza obrazów przeniosła na lalkę wszystkie szczegóły – włącznie z układem kwiatów, cekinów i korali. Efekt wywołał łzy wzruszenia.

Taka praca to wiele nieprzespanych nocy, ale reakcje obdarowanych dają więcej energii do działania niż najmocniejsza kawa. Skrzydeł dodaje córka, dla której miś jest jak szczoteczka do zębów – jedzie w każdą podróż – i dziecko klientki, niewypuszczające z rąk uszytego kotka. Stali klienci, którzy wracają ze słowami „To jest dużo piękniejsze niż na zdjęciu!” albo sprzedaż lalek na rzecz akcji charytatywnej Fundacji O Mały Włos.

Taka manualna praca przynosi też swego rodzaju oczyszczenie i daje satysfakcję z tego, że umie się coś samemu zrobić. O tym przekonać się będą mogły panie, które wezmą udział w warsztatach poprowadzonych pod szyldem Manufaktury Marty. Jedyne wymagania to czas, cierpliwość i… umiejętność operowania nożyczkami. Reszta – przybory, materiały i maszyny – będą już czekać. A jest na co, bo jak mówi Marta: – Chcę, by uczestniczki odkryły w sobie coś, o czym dotąd nie wiedziały i miały z tego frajdę.

 

Tekst: Katarzyna Sosnowska-Rama

Obraz: Michał Bartoszewicz

marta5_wybrane

 

Aura Kobiet to cykl bezpłatnych warsztatów dla pań – wszystkich, niezależnie od wieku i prowadzonego stylu życia. Pomysłodawcą i realizatorem projektu jest centrum handlowe Aura Centrum. Pierwsze zajęcia zostały zorganizowane w styczniu 2015 roku. Od tego czasu kilkadziesiąt kobiet miało możliwość rozwijania swoich zainteresowań w takich obszarach, jak moda, makijaż, fotografia, psychologia czy kulinaria. W tym roku do tematów typowo lifestylowych dołączą również zagadnienia praktyczne, związane z finansami, edukacją i medycyną.

Spotkania mają kameralny charakter – bierze w nich udział kilkanaście pań, co gwarantuje swobodną atmosferę i bliski kontakt z prowadzącym. Prelegentkami podczas warsztatów są osoby z pasją, specjalistki w swoich dziedzinach, które potrafią zarażać własnym hobby, dzielić się umiejętnościami i inspirować pomysłami.

Najbliższe warsztaty Aura Kobiet odbędą się 27 lutego 2016 roku. Ich tematem będzie sztuka własnoręcznego szycia maskotek. Prowadząca: Marta Zaręba-Wołodkowicz. Aby wziąć w nich udział, wystarczy wejść na stronę www.aurakobiet.pl, wypełnić formularz i odpowiedzieć krótko na pytanie związane z tematyką nadchodzącego spotkania. Na podstawie udzielonych odpowiedzi wyłonione zostaną panie do udziału w warsztatach.