Drukowanymi literami: 75 lat

Na lokalnym rynku niewiele jest marek z tak długą historią. Jedna z największych i najnowocześniejszych drukarni dziełowych w Polsce, która w świadomości olsztynian funkcjonuje jako punkt orientacyjny na mapie miasta, obchodzi 75-lecie. O książkach i nie tylko rozmawiamy z Waldemarem Lipką, prezesem zarządu Grupy Kapitałowej Kompap, właścicielem OZGrafu. 

MADE IN: Jaką historię skrywają legendarne Olsztyńskie Zakłady Graficzne?

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Waldemar Lipka: Drukarnia Państwowa powstała tu w lipcu 1945 roku, która po kilku latach przekształciła się w Olsztyńskie Zakłady Graficzne. Przeszła przez burzliwy okres komunizmu. To tu odbył się najdłuższy przed stanem wojennym strajk solidarnościowy. 

Po transformacji gospodarczej, od 1998 roku, Zakłady stały się spółką akcyjną, która w 2010 roku w wyniku przetargu została kupiona od Skarbu Państwa przez Grupę Kapitałową Kompap.

Początek nowej ery dla OZGrafu?

Zdecydowanie. Poczyniliśmy inwestycje rzędu kilkudziesięciu mln zł. Mamy jeden z najnowocześniejszych parków produkcyjnych w Polsce, pod pewnymi względami również w Europie, w tym kompletną linię do oprawy twardej. Co roku inwestujemy w sprzęt kolejne miliony. Zdarza się, że klient przynosi oryginał i mówi: „Wydrukujcie mi to w takiej samej jakości”, a my pytamy: „A możemy w lepszej?”. Z taśmy co godzinę schodzi cztery tys. egzemplarzy, to dziennie niemal 50 tys. książek w oprawie miękkiej i tyle samo w twardej. Nowoczesne maszyny przyspieszyły nasze moce produkcyjne, ale to ludzie są najmocniejszą stroną firmy.

Spodziewał się pan takiego zespołu?

Gdy kupowałem spółkę od Skarbu Państwa, wszystko było skrupulatnie wycenione: działka, budynki, sprzęt. Nie wyceniono jednak doświadczenia i zaangażowania załogi. To co najcenniejsze dostałem w prezencie. Część osób tu zatrudnionych zaczynała pracę w wieku piętnastu lat, bo przy OZGrafie istniała szkoła przyzakładowa, wiele przepracowało tu ponad 40 lat. Obecnie zatrudniamy sto kilkadziesiąt osób. Co jakiś czas zdarzają się nietuzinkowe zamówienia lub problemy wymagające niestandardowych rozwiązań. Jeśli pracujesz cztery lata, może nigdy na nie trafiłeś, ale gdy masz na koncie czterdziestoletnie doświadczenie, to wielokrotnie spotkałeś się z takimi przypadkami i nauczyłeś się, jak sobie z nimi radzić.

Czyli w świat poszła fama, że jak się na da gdzie indziej, to tu się da.

Rzeczywiście udało nam się stworzyć markę rozpoznawalną w Polsce i na świecie. Eksport stanowi 40 proc. produkcji. Mamy zlecenia na druk w dziesiątkach języków, głównie z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, Włoch, Skandynawii. Nasi wydawcy nierzadko wysyłają te książki dalej do Kanady, USA czy Japonii. Kilka lat temu drukowaliśmy książkę w języku arabskim dla szwedzkiego wydawcy. Nadesłane przez niego pliki zawierały błędy i maszyny zaczęły drukować lustrzane odbicie arabskiego zapisu. Szczęśliwie na początkowym etapie produkcji wyłapał to nasz pracownik, który spędził jakiś czas w Iraku. Dzięki temu wydawca uniknął ogromnych strat. Zdumieni Szwedzi skomentowali to potem: „Polska to dziwny kraj – czasem z menedżerami trudno dogadać się po angielsku, ale robotnicy znają arabski.”

Jaka jest przyszłość książki i całej branży poligraficznej?

Od wielu lat słyszę złowieszcze głosy na temat rzekomego upadku książki. Tymczasem z książką jest jak z piłką – jest piłka nożna i piłka do metalu. Dla każdego coś miłego, ogromny wybór. Przecież w naszych domach są też książki, których nie czytamy, ale je oglądamy lub po prostu mamy dla przyjemności. Tę ogromną rozpiętość widać też na naszych taśmach produkcyjnych – drukujemy tu bestsellery, które można zobaczyć w witrynach księgarń, ale też niszowe pozycje w mniejszych nakładach, książki edukacyjne, atlasy, słowniki, katalogi, małe książeczki do nabożeństwa i ośmiokilogramowe albumy ze sztuką.

Nie przerażają pana ponure statystyki Biblioteki Narodowej dotyczące czytelnictwa w Polsce?

Z tych danych wynika, że 39 proc. Polaków deklaruje przeczytanie przynajmniej jednej książki w roku. To wcale nie tak źle. Poza tym z moich obserwacji wynika, że młodzi ludzie wreszcie czytają to, co chcą, a nie papkę rekomendowaną przez mainstreamowe media. Nas o wiele bardziej interesuje to, że książki się sprzedają. Książka staje się towarem wyjątkowym, atrybutem inteligenta, oznaką pewnych wartości i idealnym prezentem. Książka to niezwykły zapach, przyzwyczajenie, coś przy czym miło się zasypia. Nie potrzebuje prądu, baterii, nie zwiesza się, no i nie wyskoczą z niej denerwujące reklamy. 

W jakim kierunku pójdą zmiany w OZGrafie po 75. urodzinach?

Jeszcze na długo przed wybuchem pandemii planowaliśmy przenieść Zakłady do nowej lokalizacji w pobliżu obwodnicy, a w ich obecnym miejscu wybudować osiedle apartamentów i hotel. Oczywiście kryzys związany z koronawirusem nauczył nas wszystkich pokory, ale i tak uważam, że udało nam się go przejść w miarę bezboleśnie. W czasach kiedy inni zwalniają, my zatrudniamy kolejnych pracowników. Do realizacji tych planów na pewno szybko wrócimy, bo zakład, na teren którego codziennie wjeżdża od kilku do kilkunastu tirów papieru i tyle samo wyjeżdża z książkami, trzeba wyprowadzić z centrum miasta.

Co pana zaskakuje w Olsztynie?

Spędzam tu kilka dni w tygodniu. Jako przybysz z Sopotu widzę inaczej wszystkie plusy i minusy Olsztyna. Ale niezmiennie zaskakują mnie jego mieszkańcy. Postrzegam ich jako ludzi z ogromnym doświadczeniem, kompetencjami, którym ewidentnie brakuje pewności siebie, którzy nie uświadamiają sobie, ile mogą zaoferować i jacy są wyjątkowi.

Rozmawiała: Sylwia Płaszczyńska-Capłap
Obraz: Michał Bartoszewicz, arch. OZGraf

OZGraf – Olsztyńskie Zakłady Graficzne S.A.

Olsztyn, ul. Towarowa 2

tel. (+48 89) 533 43 80

e-mail: ozgraf@ozgraf.com.pl